Archiwum grudzień 2004, strona 1


gru 15 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Tak z wieczora, a może z rana (bo przecież już po północy) zagotowałem się. Ciśnienie pod dwieście, puls pod 150. Bliskie osoby potrafią wyprowadzić z równowagi bardzo sprawnie. I to nie Pepe sprawka tym razem. Znów usłyszałem, że nie można na mnie liczyć. Jak zwykle było to obliczone na wkurwienie mnie. Na 0600 mam budzik, przy tej adrenalinie nie zasnę. Z tego też powodu walę rudą wódę na myszach. Dla zdrowotności, żeby łatwiej zasnąć. Bo w dupie się ma to, że jestem wykończony. "Bo może choroba mnie nęka" - tak usłyszałem. Ja na to, a może kurwa sobie przypominasz, że to ja lądowałem na EKG. Otrzymałem argument nie do kurwa wyjebania = Bo masz taki życiorys. Równie dobrze można powiedzieć - "Bo jutro jest wtorek". Co ma kurwa pierdolony piernik do jebanego wiatraka? Prócz mąki oczywiście.

bmp : :
gru 13 2004 Bez tytułu
Komentarze: 1

Dalej się zapierdala. Cykl dobowy jest następujący - 0600-0000 i 0000-0600. I czas sobie tak biegnie. I plus tego jeden jest. Nie ma czasu w ciągu dnia na kretyńskie myśli o Pepe. A wieczorem jestem tak spierdolony i mam jeszcze tyle do zrobienia, że nie jestem w stanie myśleć n torowo, gdzie n to kolejne liczby naturalne. Wkurwia mnie sytuacjia, gdy osoba A ma za sobą dwunasto godzinny dzień pracy, a osoba B wychodzi do roboty ok. 0900-1000 i wraca po osobie A piętnaście miut później. I kurwa zaczyna się pierdolona licytacja. Osoba A ma jeszcze do zrobienia priorytetową sprawę dotyczącą członka rodziny i musi się kurwa udać w miasto, aby coś dostarczyć. W takiej sytuacji osoba B jeszcze kurwa ma pretensje, że się jej nie wyręcza. Osoba A, która miała dość dyskusji, zgodziła się wyręczyć osobę B dla świętego spokoju. Jako powiedziała, tak zrobiła. Stracila na to kolejne 45 minut, ale zrobiła. Osoba A wróciła ok 1,5h po nieprzyjemnej wymianie zdań.. I co kurwa widzi? Widzi jak osoba B leży w szlafroku na kanapie, popija piwo i ogląda telewizję. Krew zalała osobę A, jednak nic nie powiedziała i ruszyła do deski do prasowania, aby wkrótce po ukończeniu tej czynności zacząć przygotowywać się do kolejnego dnia. Taka sytuacja naprawdę potrafi podnieść pierdolone ciśnienie.

bmp : :
gru 12 2004 Bez tytułu
Komentarze: 1

Byłem uprzejmy się zapierdolić. Nie było wyjścia. I tak sobie kombinuję, że im więcej ludzi ze mną się zadaje, tym więcej piję. Tak się akurat składa, że w tym kraju, jak już kogoś lubisz, to konieczne staje się picie. I ja lubię ten kraj. Promyczej też pił. Tyle ile potrzeba. W sam raz. A tera piję bez Promyczka. Tyle ile niepotrzeba. Się tak złożyło. I kiedyś pewnie Promyczku nasze drogi znowu się skrzyżują. Wtedy nie będę miał pojedynczych siwych, a Ty Promyczku pewnie dalej będziej Oko. Dla mnie z pewnością Oko. Sylwetkę będę miał typowo urzędniczą - cienkie nóżki i własny stół. I dalej będę dawał ognia i dalej będę chłopcem. Jako i teraz jestem. 

bmp : :
gru 11 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

Kac był. Kaca już nie ma. Poranna godzinka na korcie. Powrót, sprzątanie, pranie. Kurwa jaki jestem samodzielny. Zaraz druga tura prania pójdzie. I nie mam co ze sobą zrobić. Bo ja kurwa proszę państwa jestem na zakręcie. Kurewsko długi zakręt się okazał to być.

bmp : :
gru 10 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Aż mi się nie chce rozebrać z ubrania roboczego. Jedynie wisior podszyjny wyjebałem w pizdu. Zapas piwa mi się kończy. To dobrze, bowiem oznacza to nadejście czasu właściwego na mocnego drinka. Takiego jak lubię. Mniam. I czerwonego do tego zajaram. Podwójna przyjemność. Najebię się szybko i konkretnie. Od pięciu dni żyję na dwóch kabanosach z bułką na dzień. Dlatego estymuję konkretne najebanie się. Wóda opór, szlugów opór, wszystkiego opór.

"Śpiewam dziś tej jedynej i tej jednej dziś gram.

Jej tatuaż na piersi wykłuty mam.

Śpią koledzy i morze zmęczone już śpi

A ja śpiewam tej jednej co tak bliska mi"

bmp : :
gru 09 2004 Bez tytułu
Komentarze: 1

Odroczona. Jechałem jak debil. Presja czasu. Pan mecenas siedzący obok miał zielono-biały kolor twarzy i kurczowo trzymał się uchwytu pod sufitem. Rozumiał jednak sytuację i siedział cicho. Na ostatnich 40 kilometrach piszczałem na prawie każdym zakręcie. Wszystkie zakręty ścięte. Pobocza moje. Aż dziwne, że nie wyleciałem z drogi. Dobra bryka, się okazało. Nie wiedziałem, że można tę drogę pokonać poniżej 2.15. Pewnie prawie każdy wie jak wyglądają drogi na Pojezierzu. Spóźniłem się 2 minuty. Mandatów brak. Dziwne. Wszystko cacy. Pierdolony Wysoki Sąd poinformował mnie, że sekretariat zrobił błąd i nie wezwał właściwego świadka. Krew mnie kurwa zalała. Gdybym to ja zrobił błąd, to Pierdolony Wysoki Sąd z Jaśnie Pierdolonym Panem Prokuratorem, mogliby wystawić nakaz aresztowania. Skoro jednak kurwa błąd zrobił sekretariat, to po 5 minutach rozprawy, mogłem znowu usiąść za fajerą i pierdolnąć kolejnych ok. 240 km. Kurwa jego mać zajebiście. Nawet najebać mi się nie chce. A gdyby nawet tak by się zdarzyło, że zapragnę tego stanu, to nie mogę. Nie mogę, gdyż muszę wstać o 0600 i jak zwykle wlączyć komputer, sprawdzić na świeżo co mam do zrobienia, po czym jak zwykle zejść na dół pod prysznic, ogolić się, wyprasować kolejną jebaną koszulę, opierdolić śniadanie, zawiązać krawat i ruszyć w bój. Poza tym nawet gdybym się napierdolił, to i tak potrafię wstać i ruszyć. Nie mam jednak ochoty się dzisiaj zniszczyć, choć nie jest wykluczone, że nie stanie się tak podczas weekendu. Powoli zyskuję umiejętność wyspania się w sześć godzin. Na tyle się wysypiam, że jestem w stanie być na stand by'u przez osiemnaście brakujących do pełnej doby godzin. Podobno Napoleon i Leonardo potrafili sypiać dużo krócej. Postaram się w takim razie jeszcze skrócić czas wypoczynku. Levanter z jednej ksiązki Kosińskiego też krótko sypial. Trzeba przyznać, że nie pierdolę się w tańcu i czas mam wypełniony po brzegi. Jest tak jak Pepe nie chciała. Tak nie musiało być. Jesteś maszyną - tak mi powiedział ktoś kto kiedyś siedział ze mną w ławce. Przestałem obgryzać paznokcie. Stary koń, a dopiero teraz się udało przestać. Nawet nie wiem jak to się stało. Kłopotów nie ubyło, stresu wcale mniej nie jest, a jakoś się zdarzyło. Jest tak jak Pepe chciała. Do pełnego wypasu jeszcze trochę brakuje, ale zaczyna być nieźle. Się zapierdala. 

 

bmp : :
gru 08 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Dzwonił do mnie jakiś facet dzisiaj. Mówi - Numer do Pana mam od takiej to a takiej osoby. Na którą możemy się umówić? Na przed szóstą? Moja odpowiedź nie była chyba zbyt wstrzelona.  gdyż brzmiała - Niestety, tak się akurat składa, że najwcześcniej o dziewiątej, bo wtedy kończę obowiązki. Kurwa, aż mi się przykro zrobiło, że przed osiemnastą jestem zawsze w pizdu. A potem często też. Jutro rozprawa. Się okaże.

bmp : :
gru 07 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

Oddam dychę za Pepe. Lat. Może być więcej. A drugie - wyśpię się w grobie - na to wygląda.

bmp : :
gru 06 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Najchętniej to bym zaklinował. Kurewsko się jednak boję bawić w trwałość. Sobie tak właśnie to uświadomiłem na przestrzeni ostatnich dni. Prócz tego jestem na etapie zmęczenia, które nie daje zasnąć. Nie samo zmęczenie jest tu czynnikiem, ale jednak gra dużą rolę. Mocno już okroiłem odcinek czasu jaki miałem kiedyś w zwyczaju przeznaczać na spoczynek nocny. Wracam i siedzę przy jebanym komputerze tak jak dzisiaj. Wstaję po sześciu godzinach i godzinę czasem dwie przed wyjściem siedzę znowu gapiąc się w ten pierdolony monitor. Jutro szósta rano będzie czekał na mnie mail, mam przeanalizować propozycje, a potem mogę znowu wyjść i stawić czoła kolejnemu długiemu dniu, wcześniej jednak prasując kolejną koszulę, jedząc śniadanie i rozmyślając. I tak do zajebania. Ech, Pepe o ile byłoby lżej. Nie chcę się sparzyć.

bmp : :
gru 06 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Muszę przyznać, że nieźle mi w białej koszuli. Nigdy jakoś na to nie zwróciłem uwagi. Aż na mej drodze napotkałem lustro. To się kurwa będę kanonu trzymał. Może to i dobrze Pepe dla Ciebie, że nie jesteś ze mną. Trzeba by było wstawać, zrobić śniadanie, wyprawić do roboty. A tak dalej nie musisz wcześnie wstawać, a ja sam wszystko sobie zabezpieczam. Nie umiem tylko prasować jebanych koszul. W innych obszarach poruszam się nadzwyczaj sprawnie. Za sześć godzin znowu trzeba będzie być na stand by'u. Teoretycznie więc powinnienem udać się na spoczynek, wypocząć i ruszyć rano w bój. Mam jednak pierdolone problemy ze spaniem. Poprzewracam się znowu z boku na bok, nad ranem zasnę. Później nagle wyrwany ze snu dźwiękiem budzika telefonu komórkowego, pokonam z zaspanymi oczami drogę na dół do łazienki z prysznicem. Ogolę się, umyję, zrobię coś czego nie umiem, czyli wyprasuję koszulę, może zjem śniadanie i wypierdolę przez drzwi jak strzała. Ciekawe ile jeszcze lat mnie czeka bez konsekwencji dla organizmu. Od chuja. Złego diabli nie biorą.

bmp : :