Prawdą jest, że się nigdy nie poddawałem. Prawdą jest, że zawsze walczę. I wszystko dobrze. Zazwyczaj efekt tego jest pozytywny. Zadano mi jednak ostanio pytanie - "Jak leci i co u mnie się dzieje?" Szybko opisałem ostanie wydarzenia. Oprócz sfery emocjonalnej, również te dotyczące doczesności. Mocno jednak ograniczyłem wypowiedź o uczucicach. Osoba, która zadała w/w pytanie stwierdziła - "I pewnie sobie myślisz - po chuj to wszystko?" Tak właśnie sobie myślę. Nigdy nie chłonąłem wiedzy pilnie. Nigdy nie miałem rewelacyjnych not. Nigdy mi się nie chciało. W efekcie jednak wcale nie jest źle (rzekłbym nawet, że jest b. dobrze), jeśli brać pod uwagę relację zaangażowania w swoją edukację, a to gdzie teraz jestem i gdzie wkrótce będę. Jednakże dążenie do miejsca gdzie jestem obliczone zawsze było na zapewnienie godnego życia tym, którzy żyć będą ze mną. Ja sam nie potrzebuję wiele. Przed Pepe nie wiedziałem, że będę tu gdzie jestem. Była Pepe, wiązałem z nią przyszłość, chciałem jak najlepiej.
Pozostałe elementy doczesności też są. Jest raczej lepiej niż gorzej. Tyle, że to ciągle jebana doczesność. Zamieniłbym to wszystko wiadomo na co. Na Pepe. Bez zastanowienia. Na razie własną pięścią chce mi się zajebać. Z każdym dniem bardziej. Można moje życie raczej uznać za fartowne, a nie pechowe. Jeśli bowiem spojrzeć na wszystko z drugiej strony, to okazuje się, że jest ok. Te wypadki - nigdy nic mi się nie stało; pobyt w szpitalu - wyszedłem, a było wtedy na ulicy blisko odwalenia kity (skurwiel pomylił się o centymetr); dalej można wymieniać, ale najważeniejsze jest, że zawsze jakoś się to kończyło. Zawsze lepiej niż mogłoby się zakończyć. Można w takim razie uznać, że mam farta. Dlaczego jednak jest on wyłączony, gdy dotyczy Pepe? Ostatnie tygodnie jakby bardzo się angażowałem w codzienne obowiązki i dzięki temu temat Pepe nie katował mnie od rana do wieczora. Nadchodzi jednak taki specjalny czas w roku. Czas roliczeń, przemyśleń i analiz. I nie wiem co mam ze sobą zrobić. Bilans mi się nie zgadza. Bardzo nie zgadza. I tęsknię do niej bardzo. Żyć bez niej nie mogę. I nic innego nie pozostaje niż wieczorem dać w trąbę. Zły dzień mam dzisiaj.