Archiwum grudzień 2010


gru 30 2010 ...
Komentarze: 4

Pisałem o płonącym porcie? O płonących jachtach i czterdziestu węzłach wiatru w marinie? Naprawdę mi umknęło? Widocznie zapomniałem. Może to było przed odebraniem uprawnień? Może to było po ich odebraniu? Może nigdy im się nie udało odebrać uprawnień? Może to nigdy nie miało miejsca? Może już się zatarło? A może nie mieli racji? A może mam je znowu w swoich łapach? A może będę je miał? A może świat ich ode mnie nie oczekuje? A może to powinien być kiedyś jakiś rozdział czegoś? A może to wszystko tak pierdolić i wyjechać w te Bieszczady? Mimo wszystko: „kiedy w morskiej, chłodnej wodzie moczę dłonie, mam przeczucie, że to jeszcze nie jest koniec.” To co? Rozpoznanie bojem rekomenduję. Ach, jakże bym sobie życzył gładszego umysłu. Really.

gru 21 2010 ...
Komentarze: 4

Dopiero wtorek. Mam już dość. Nie o tym miało być. Nie ma być też o kurczącej się populacji koszul ze względu na pewną rosnącą wartość. Wole mi rośnie. W związku z tym nie mogę się dopiąć pod szyją. Pod tą pierwszą szyją. W każdym bądź razie nie o tym. Chodzi o to, że mogę już nie zdążyć życzyć, gdyż, najdelikatniej rzecz ujmując, pożar w burdelu mam. Damy jednak radę. Nie ryzykując jednak ewentualnego braku możliwości pojawienia się chciałem życzyć lokalnej, blogowej populacji wesołych i niespierdolonych :)

 

„Wierny słuchaczu, myślisz pewnie, że na życie sposób masz,

Boś obrał cel i dążysz doń skupiony srodze.

Tymczasem życie jest jak rejs i choć istotne dokąd gnasz,

To najważniejsze w odpowiedniej być załodze !

Tymczasem życie jest jak rejs i cóż istotne dokąd gnasz,

Lecz najważniejsze w odpowiedniej być załodze !”*

  Szczęśliwej ręki do załogi Wam życzę.

 *http://www.korycki.com/index.php?menu=spiewnik&tekst=Za%B3oga

bmp : : abc  
gru 14 2010 ...
Komentarze: 0

Wracam sobie spokojnie do domu. Podróżuję bryką. Blisko mam. Późno wyszedłem. Skręcam w osiedlową. Przede mną inne auto. Szkoda, że mnie nie tknęło. Wcześniejsze ruchy już nie były zbyt pewne. Skręcam. A ten chuj wpada w poślizg przy prędkości kilkunastu kilometrów na godzinę. Wielka kurwa to sztuka. Wykazałem się jeszcze większym kunsztem, gdyż zajebałem w auto poprzedzające. Właściwie to cipa jechała, a nie chuj. Chuj jednak mocniej brzmi. To miałem nówkę. Niedrapaną. A takie ładne i szybkie auto dostałem. Teraz już tylko szybkie. Aż przemalują. Z tydzień temu wykrakałem. Leżałem sobie i myślałem, że czegoś jeszcze do całokształtu brakuje i że właściwie to dawno nie rozbiłem bryki. Nie sądziłem, że się zrealizuje. Przecież tyle innych spraw się pokomplikowało. Po prostu zadziałała starożytna chińska zasada, że jak się pierdoli to się wszystko pierdoli. Kolano mi się rozsypało. Noża jednak uniknąłem. Fartownie - jak to ujął ortopeda rzeźnik. Starczy, że jedno mam pokrojone. Kolejny kontrakt mam w zagrożeniu. Wrodzony jednak optymizm i ignorancja każe mi nad wyżej wymienionymi tematami przejść do porządku dziennego. Di ju pi ej musi być pojemna, żeby to wszystko z takim spokojem pomieścić. Dlatego trenuję. Lecim z koksem dalej. Trzeba trenować, żeby cykl obyczajowej powieści wydać. Łatwiej przeżyć i opisać niż od zera wymyślać. See you mates.

gru 08 2010 ...
Komentarze: 2

Nie będę już spał z psami. W szczególności z takimi, które mają białą i długą sierść. W szczególności nie będę z nimi spał, gdy jestem ubrany w ciemne ubranie. Oczywiście nie wiem z jakiego powodu spałem z kundlem pierdolonym. Może, żeby ciepło było. Tylko takie uzasadnienie przychodzi mi do głowy. Pognieciony byłem. W efekcie nie mogę odzieży doczyścić. Wszystko dzisiaj robiłem po powrocie z fabryki, żeby odwlec w czasie działanie dziś rekomendowane mi przez mego szefa. Prasowałem, pastowałem buty, czyściłem, etc. Nawet długo odkładany chargeback napisałem, czyli uzasadnienie chujom wysłałem.

Rozliczany jestem z przychodów. Rocznie te przychody mają być w milionach. Milionów ma się organizacja natomiast doliczać używając wielokrotności dziesiątek. Dzisiaj na koniec dnia się okazało, że pizda jest. W zasadzie to dopiero będzie. W przyszłym roku będzie. Dwadzieścia pięć procent mi wyparuje. Według mnie sprawa jest nie do uratowania. Posługując się metaforą, to jestem za burtą w następujących warunkach: noc, zima, Morze Arktyczne, stan morza dziewięć, siła  wiatru dwanaście Beauforta. Się poślizgnąłem przy szczaniu za burtę. Oczywiście zdarzenia nikt nie widział. Kombinacja tych elementów powoduje, że prawdopodobieństwo przeżycia przyjmuje pierwszy raz w historii matematyki wartości mniejsze od zera. Nie sądzę, żebym jednak się z tego wykaraskał i obalił matematykę. Kurwa, a taki zwyczajny środowy wieczór się zapowiadał. W robocie jak na wojnie. Maszeruj albo giń – tak to przecież leci.

Na koniec dnia się dzisiaj zdarzyło. Dostałem polecenie służbowe: Napij się wódki. Posłuszny jestem. Odwlekałem, ale polecenie w końcu postanowiłem wykonać. Nafty w domu mam wystarczająco wiele, żeby się w niej wykąpać. Będę się mógł szybciej napierdolić, gdyż z wykorzystaniem porów czynność przebiec może. Zatem do zatkania porów albo jutra. Zależy jak wyjdzie ;)

gru 03 2010 ...
Komentarze: 3

„Pijąc wódkę, jedząc śledzie

Będziem silni jak niedźwiedzie.”

W grudniu to krótkie rymowane coś nabiera jakby mocniejszego wydźwięku. Wiadomo. Święta. A wierzących dookoła, że aż kurwa ciężko zliczyć. Wiadomo. Praktykują tak, że w każdą niedzielę się głęboko zastanawiam czy to miasto ma jeszcze mieszkańców. W każdym bądź razie postanowiłem być już nie tylko jak Tommy Lee Jones w Ściganym, ale także być silnym jak niedźwiedź. I dlatego już dziś, już trzeciego grudnia roku pańskiego dwa tysiące dziesiątego, idę na tzw. śledzia. I nie jest tu mowa o w grubiański sposób nazywanym żeńskim narządzie rozrodczym. Rybę taką, czasem w Bałtyku występującą, będę jadł. W zasadzie to jeść jej nie będę, gdyż śledź ma być zwyczajnym pretekstem, żeby się w grupie towarzyskiej napierdolić w grudniowy wieczór. Poza tym ciąży spożywczej się nabawiłem, więc na noc nie jem. W szczególności w piątki. :)

Miłego weekendu Misie. Idę zapominać o EBITDA. Zapominać do poniedziałku rano. Polecam.