Archiwum sierpień 2006


sie 30 2006 Bez tytułu
Komentarze: 1

Poproszę list gończy za mną. Międzynarodowy. Tak jak za bezdomnym Hubertem z Dworca Centralnego. Z tego samego powodu poproszę rzeczony list wystawić. Codziennie lżę prezydenta. Codziennie lżę premiera i dwóch wicepremierów. Lżę również pewnego posła z Gdańska, którego ksywa pochodzi od rasy psa. Nigdy nie popierałem PZPR a później socjaldemokracji i nigdy nie byłem członkiem żadnej z partii, więc argument że jestem czerwonym zdrajcą jest nie na miejscu. Oczywiście, gdyby ktoś takowego chciał użyć.  

bmp : :
sie 27 2006 Bez tytułu
Komentarze: 2

Przygotowywałem do pieczenia oraz piekłem Karpatkę. Trzy na cztery litra wódki czystej pijąc. Wyborowa była grana. Emigracja mi nie przeszkadza być wiernym. Wyszła. Karpatka w sensie. Goudzie się zazwyczaj nie zdarza wyjść. Choć i tak się zdarza. Kariera pozwala na wychodzenia brak. Ma się moc. Dożywotnio się ma. Ta umiejętność jest mi pisana. Gwiazda Litrona zawsze na to wskazywała. Za miesiąc na morze. Na tydzień tylko. Następnym razem na lat pięć. Ave satan. Ave, ave.

"Aż poznałem pewną damę - i uwierzcie
Że jak morze kołysała się gdy szła
A przód miała niczym fok przy pełnym wietrze
Kiedy czujesz taki wiatr to chcesz by trwał
Pomyślałem - jak na morzu będzie u tej damy
Co tam, ona lepsza jest od wszystkich mórz "

bmp : :
sie 22 2006 Bez tytułu
Komentarze: 4

Przez wyjazdem zadzwonił do mnie jeden prezesejro i oznajamił – zostań moim dyrektorejro. Dostaniesz ze czterdziestu rezerwejros. Warunki jednak takie, że nawet przez moment nie pomyślałem o pozostaniu w kraju. Ze wstępnej rozmowy zrozumiałem, że góra roboty przede mną i odpowiedzialności od kutasa i ciut ciut. Jako, że jestem dobrze wychowany, to nie parsknąłem śmiechem podczas fragmentu rozmowy o warunkach. Fucha nawet ciekawa. Zawsze o przemyśle myślałem, jakoś mnie to pociągało. Kurwa, ale nie na takich zasadach. Zajebiście wybredny nie jestem. Są kurwa jednak jakieś warunki brzegowe.

bmp : :
sie 17 2006 Bez tytułu
Komentarze: 5

Doprowadziłem do sytuacji dość nietypowej jak na drugą połowę pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Nie posiadam telefonu komórkowego. Nie posiadam telefonu stacjonarnego. Jedyny sposób na „złapanie” mnie, to mail, co on się nie zmienił od wielu lat. W net się wbijam bezprzewodowo leżąc w wyrze. Adres miejsca, w którym mieszkam zna około dziesięciu osób (w tym listonosz, koleś z UPS i śmieciarz). Mój polski adres zna osób może piętnaście. Klucze do polskiego adresu wiszą przy walizce. Zakodowane coś co pozwala mi otwierać drzwi, furtki i inne przejścia zamieszkuje obecnie portfel bez narażenia na użycie. Tam, na piątym piętrze zbiera się tylko kurz. Tam, na piątym piętrze jest pudełko. W pudełku trochę zdjęć, tych ważniejszych. W pudełku kilka listów i pocztówek. W pudełku rachunek z knajpy. Nie wiem jak to się stało, ale dwa lata po spotkaniu w tej knajpie, znalazłem w jakichś nieużywanych dżinksach wyżej wspomniany rachunek. Wedle takich okoliczności odłożyłem kwitek z baru. I tak sobie to pudełko i inne rzeczy czekają aż senior bmp powróci. A senior bmp zielonego pojęcia nie ma kiedy to się zdarzy. Kładziemy lachę, niech brzękną szkła, chłopcy żeglarze na sto dwa. Jeszcze sobie pożegluję.

bmp : :
sie 15 2006 Bez tytułu
Komentarze: 10

Czyszczę stary komputer, który jest teraz używany przez kogoś innego. Opróżniając programy pocztowe natknąłem się na list z 24 grudnia 2004 roku, wysłany trzynaście minut po północy.

 

Cześć Promyku!

Naszło mnie akurat teraz na pisanie. Po prostu mam ochotę do Ciebie popisać. Popisać paląc te same papierosy co zwykle. Przez ostatnie noce mi się śnisz. Lekko mnie to wprowadziło na obroty. Miałem dzisiaj trudniejszy dzień, to też mnie trochę podkręciło. Dlatego poprawiłem humor Strohem. Junior jest w Polsce od półtora tygodnia. Towarzyszył mi dzisiaj, ale nic nie mówiłem. To się chyba nazywa dobra mina do złej gry. Właśnie leci Dire Straits. Pewnie znasz. Dobry zestaw. So far away, Latest trick. Brothers in Arms i Sultans of swing. To zestaw na dzisiejszy wieczór.

Dostałem dziś zaproszenie na ślub. W sierpniu ślub ludzi, z którymi już prawie nic mnie łączy. Ojciec ma urodziny w ten weekend. Idziemy z Juniorem. Ładny prezent dostanie. I nie jest to pas wyszczuplający.

Pewnie wiesz co to znaczy tęsknić. Ubierałaś to kiedyś w słowa? Ubieram codziennie. To jest, gdy robię kolejne trzysta kilometrów w ramach poznaj swój kraj i  w radiu usłyszę coś nieodpowiedniego. To jest wtedy, gdy się oglądam na siedzenie pasażera i nikogo tam nie widzę. To jest wtedy, gdy wydaje mi się, że jadąc do domu, jadę do kogoś kto czeka. To jest coś kiedy nie mogę oddychać. To jest kiedy wiem, że wrócę do domu, to nie mogę porozmawiać z kimś z kim chcę. To jest wtedy, gdy przygotowuję coś do zjedzenia i zjem to coś sam bez tego dla kogo chciałbym to przyrządzić. Mimo tego, że się starałem. To jest wtedy, gdy podpalam jednego papierosa zamiast dwóch. To jest wtedy, gdy robię jednego mocnego drinka, zamiast dwóch słabszych. To jest wtedy, gdy chcę być jak najszybciej w domu, a potem nagle sobie zdaję sprawę, że to nie miało sensu. Sensem zaczęła być odległość. To jest wtedy, gdy myślę o całym świecie a nie o jednej osobie i nagle sobie z tego zdam sprawę. To jest wtedy, gdy nagle wyjadę i nikt nie czeka. To jest wtedy, gdy nikt nie wyjeżdża i nie mam na kogo czekać. To dzieje się wtedy, gdy nie mogę nikomu  powiedzieć: Cieszę się, że miałaś zajebisty dzień. To jest wtedy, gdy nie mogę powiedzieć: Miałaś chujowy dzień, więc usiądź i wypij dobrą herbatę, a potem śnij tylko kolorowo.

Pamiętam tamtą knajpę. Pamiętam czytanie na tamtym jeziorze. Pamiętam krótkie chwile w czasie wakacji. Pamiętam Sylwestra jak byłaś na mnie zła. A ja po prostu wolniej szedłem. Pamiętam Twój gips i mój szpital. Pamiętam mój wyczyn u Artystów. Pamiętam maj. Pamiętam mój samotny wyjazd na żagle i rozmowę telefoniczna. Pamiętam jak po powrocie powiedziałaś, ze już się nie zobaczymy. Pamiętam - Gdzie jesteś, może przyjadę. Pamiętam balet na u mnie we wrześniu. Pamiętam jakiś klub, gdzie byłaś na chwilę. To był marzec. Ciężko mi wspominać, ale wszystko pamiętam. Pamiętam ostatni wrzesień.   

Musiałem na chwilę przerwać, bo przypomniałem sobie, że wstawiłem jakiś czas temu koszule do prania i ich nie wyjąłem do suszenia. Kiedyś będę pamiętał o wszystkim. Być może. W miejsce słów "być może" chciałbym wstawić "z pewnością". Tyle, że tej pewności nigdy nie mam. O koszule mi chodzi. I skarpety, czasami.

Wróciłem. Wywiesiłem. Schną. Drinka kończę.

Promyczku. Odezwij się.

Oczywiście nie trzeba wspominać, że prośba moja nie została zrealizowana.

 

 

bmp : :
sie 03 2006 Bez tytułu
Komentarze: 3

Późno jest. Po północy. Wtorek już. Wróciłem niedawno. Nie mam się gdzie teraz podpiąć, ale zachciało mi się pisać. Nie założyłem na kwadracie netu, gdyż głównie charakteryzuję się nieobecnością. U dostawcy energii elektrycznej załatwiłem, że kopie faktur będę dostawał mailem. Zwykle tego nie robią, ale udało mi się ich przekonać. Przecież za gotowość dostawy trzeba regulować, mimo że nie używam. Prunt to jednak prunt i ważniejszy jest od kablówki, netu i telefonu stacjonarnego. Czasem nagle przyjeżdżam, dlatego prunt być musi. Hot spoty są w knajpach, więc w razie czego z netem kłopotu nie ma. Telefon jest tzw. komórkowy i wystarczy. Siedzę na kanapie. Walę właśnie koniak, gdyż nic innego chwilowo nie mam. Słucham szant, gdyż mam właśnie taką ochotę. Czekam aż skończy się pranie. Na rano potrzebuję koszulę, a jakoś wszystkie zapachem wskazywały na nieświeżość. Nie zdążyłem kupić stojaka, więc suszenie odbywa się na rozciągniętej żyłce na balkonie. Dalej jednak jestem tym samym facetem co kiedyś. Palę te same fajki. Używam tej samej, co kiedyś wody toaletowej. Tego samego dezodorantu. Ciągle jestem wierny tej samej marce butów sportowych. Mam ciągle ten sam zegarek. Mocne, tzw. męskie słowa goszczą, nie rzadziej niż zwykle, na moich ustach. Obsługa mej skromnej osoby nadal jest prostsza od obsługi cepa. Braci ciągle stawiam nad życie. Serce mi się kroi, gdy widzę ludzkie nieszczęście – to mi też zostało. Dalej jednym z miejsc, w których czuję się najlepiej, jest pokład lub stok narciarski. Dalej śnię o tej samej dziewczynie. Dalej targają mną wątpliwości różnego typu. Cierpienie egzystencjalne to by było za dużo powiedziane. Aż tak wyrafinowany nie jestem. Zwyczajnie nie potrafię znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, które mnie nurtują. Ostatni weekend lipca. Z niedzieli na poniedziałek. Gościnne występy w domu ojca. Ostatnia noc w tamtym domu. Starego, jego żony i moja.  W poniedziałek akt notarialny podpisany i klucze oddane. Kilka dni poprzedzających ciągłe segregowanie na zmianę z pakowaniem. Finał był w poniedziałek. Dom wyczyszczony ze wszystkiego. Poszedłem na mój niegdyś strych. Na strychu przygotowywałem się do matury. Kurwa sentymentalny się zrobiłem. Kiedyś później na strychu byłem umieszczony po osobistym i na własnej skórze sprawdzeniu chirurga i jego umiejętności władania skalpelem. Miesiąc tam dochodziłem do siebie, tak by móc zacząć wychodzić i zderzać się ze światem zewnętrznym. Pamiętam jak mogłem się kochać leżąc tylko na plecach. Pamiętam jak to właśnie czyniliśmy. W poniedziałkowy finał, tuż przed ostatecznym opuszczeniem lokalu, poszedłem na samą górę. Popatrzeć. Poprzypominać sobie jak kiedyś stały meble. Jak wchodziła. Gdzie siadała. Zapaliłem papierosa i obrazy stały się ponownie żywe (ograne zdanie, ale innego jakoś nie umiałem napisać). Przypomniał mi się inny strych. Jej strych. Ten, gdzie nie mogę i nie będę się mógł pojawić. Pamięć mam, jebaną, dobrą. „A życie toczy się dalej”. Tyle, że ja się na to kurwa nie zgadzam. Nie zgadzam się, chociaż inni się zgodzili. Konformizmu nie lubię. Nonkonformizmu też nie. Pierwsze jest chujowe, gdyż jest owczym pędem i brakiem własnej koncepcji. Drugie jest chujowe, bo to modnie być „anty”. A ja kurwa „anty” nie jestem. Model rodziny wyznaję ściśle konserwatywny - stara pracuje, a ja wychowuję, na przykład czwórkę. Scenariusze do pornosów można pisać też w domu. Między karmieniem a odrabianiem lekcji. A tera całkiem prawdopodobnym jest, że ma już męża i resztę inwentarza. Dlatego przestrzegam innych członków społeczeństwa przed możliwością dania tzw. dupy. Barki ciągle napięte. Jak to kurwa jest, że one nigdy nie chcą się rozluźnić? Już mnie nie ma w Polanda.

  

 

bmp : :