Komentarze: 5
Się zapierdala. Uczę się nowej branży. Biorę udział w czymś co nie miało precedensu. Wszystko przez przypadek. Jak strasznie moim życiem rządzi przypadek. Życie zostało mi podarowane przez przypadek. Wykształcenie przez przypadek. Może poza wyższym. Jednak wyższe przypadkową ścieżką. Przypadkowy temat pracy, przypadkowo wymyślony. Przypadkowe miejsca pracy. Przypadkowe branże. Zupełnie wbrew teorii o planowaniu kariery. Przypadkowo kiedyś spotkana dziewczyna. Niekorzystny zbieg różnych okoliczności pozbawił mnie jej. Często drobnych, których sumy już nie udało się ogarnąć. Przypadkowe kraje na mojej drodze. Dalej bez planowania. Przypadkowo nabyte umiejętności. Nieoczekiwane zdarzenia i przygody. Nowi ludzie na mojej drodze. Wielu wcześniej poznanych już w cieniu i już nigdy nie będą spotkani. Z jedenastej ręki i znowu przypadkowo dowiaduję się czasem, że ktoś z tych w cieniu się ożenił, że komuś się urodziło. Gonitwa i czas, który ta gonitwa pochłania wbrew wszelkim teoriom nie leczy ran. Ten, kto tak mówi, pierdoli od rzeczy. Rany zwyczajnie się zabliźniają. Tak samo jak ta na prawym łuku brwiowym, jak ta w prawym kąciku ust, jak ta na środku dolnej wargi, jak ta pod prawą piersią, jak pod prawym kolanem, jak ta prawej łydce i ta na lewej, tam samo jak te trzy na plecach. Te blizny zawsze są. Są śladem, którego nie da się zlikwidować. Czas jedynie pozwala się przyzwyczaić. Czas pozwala nauczyć się żyć z nimi. Lepiej lub gorzej. Coraz dalej od daty w metryce urodzenia. Niepokoi mnie to. Lęk. Ostatnio często o tym myślę. Dopiero niedawno zacząłem brać pod uwagę przemijalność i niepowtarzalność chwil. Stąd ten lęk.