Najnowsze wpisy, strona 63


kwi 03 2003 Bez tytułu
Komentarze: 4
 

Wróciłem zanietrzeźwiony. Wyjąłem zdjęcie, wiedziałem, że je wyjmę. Stoi przede mną. Taka składanka na tym zdjęciu, Pepe gdzieś w Tunezji i po drugiej stronie ja gdzieś w Mombai-u. Nawet wiem gdzie i dobrze pamiętam.  And You’re so far away from me. Pepe, marzę ciągle. Moje marzenie pewnie nigdy się już nie spełni. Za łatwo się godzę, ale chyba nie mam wyjścia. Kurwa mać. Jak ja bym chciał, żeby była teraz Pepe koło mnie. Byłbym trzeźwy, mógłbym wszystko powiedzieć i niczego się nie wstydzić. Pepe gdzie jesteś i dlaczego tak daleko. Czas na moją słabość, czyli słabe łzy. Boli mnie, jestem jakimś palantem. Co mam zrobić żeby wróciła? Zrobię wszystko, oddam wszystko, poświęcę wszystko. Pepe co tylko sobie życzysz. I tak to nic nie da, ale nie umiem sobie Ciebie wybić z głowy. Ładniejsze były w moim życiu, ale padło na Ciebie. Twoje zdjęcie mnie rozbraja. Chciałbym teraz zapłakać mocno, ale jakoś nie wychodzi. Tak już jest. Jestem zajebiście nawalony, ale nigdy mi to nie przeszkadza w myśleniu o Pepe. Ja już nigdy sobie nie poradzę w tej kwestii. Nie ma chuja. Każda następna ma przechlapane, póki sobie nie daruję. A nie wiem kiedy sobie daruję. Pani barmanka też z tym walczyła, ale o tym nie wiedziała i poległa. Wszystkie polegną na dzisiaj. Mogę wynająć samolot z transparentem, że kocham Pepe, mogę wynająć taksówki, żeby jeździły z takim hasłem, mogę zrzucić ulotki w mieście o takiej treści, mogę wspiąć się na wszystkie ośmiotysięczniki, mogę samotnie opłynąć ziemię (kein problem) byle zrozumiała. Niestety ona już zrozumiała i ja już nie jestem potrzebny, już ktoś inny opływa ziemię, już ktoś inny się wspina, już ktoś inny walczy. A mogłem zawalczyć o wszystko. Co mi po tym, że zrobię jedną zieloną bańkę, potem drugą. Nic mi po tym. Zapiszę bratankom. Pepe dostanie jedną zieloną – niech jej będzie łatwo. Co mam zrobić, żeby się do mnie jednak przekonała. Nie mam zielonego pojęcia. Ludzie tak mi ufają. Oddają życie w moje ręce – i ja ich nie zawiodę. Dlaczego mi nie uwierzyła. Płaczę. Kurwa znowu płaczę, a nigdy tego nie robiłem.  Kurwa jak boli. Zdjęcie jest przede mną.

 

bmp : :
kwi 02 2003 Bez tytułu
Komentarze: 9

Stoi przede mną pół butelki Jasia. Lubię Jasia. Lubię coraz bardziej. Wszystko jest grą. Wszystko jest jebaną grą. Ja gram ciągle. Nie widać po mnie, że coś jest nie tak. Jedna osoba tylko kojarzy fakty. Mój przyjaciel. Tylko on podejrzewa co tak naprawdę się dzieje. Nic jednak nie może zrobić. Chociaż wystarcza mi, że jest. Kiedyś, dawno w jednej ławce w szkole średniej, teraz już nie tak często razem, ale ciągle bliscy. Pozostali nie wiedzą, że głowę mam zajętą. Pozostali odbierają mnie tak jak kiedyś, tak jak zawsze. „Zawadiaka z ułańską fantazją”, facet zawsze w dobrym humorze. Wiedzą, że szybko się odnajduję w nowych sytuacjach i w nowych środowiskach. Nie jest dla mnie problemem integrowanie się z profesorem i nie jest problemem z menelem. Zawsze się lubiłem napić, zabalować i pośmiać się. Uśmiech od ucha do ucha, ale teraz tylko wtedy jak mnie widzą. Jakiś czas temu w pewnej knajpie na wyścigi piłem Żubrówkę z sokiem jabłkowym, jak zwykle kazałem barmance przynosić nową za każdym razem jak będzie podchodziła do mojego stolika – tak żeby nie było pustych przelotów. Byli przy moim stoliku jacyś obcy dla mnie ludzie. Doszły mnie kilka dni później słuchy, że bardzo im odpowiadało moje towarzystwo i że bardzo dobrze się bawię. Powiedziałem kumplowi, że to miłe. On na to – bmp, kurwa, ale przecież widać, że zapijasz. To prawda. Myślałem jednak, że nikt się nie zorientuje. Nie udało się. Za to szerokich kręgów ta informacja nie zatacza. To dobrze. Ogarnia mnie niemoc, niechęć. Rzygać mi się chce jak o tym wszystkim pomyślę. Każdy sms, który do mnie przychodzi i każdy telefon, który dzwoni – zawsze łapię się na tym, że myślę, że to w końcu Pepe. A tu gówno. Wielkie gówno. Przyrzekała żyć wiernie. A mówiła, że tak bardzo mnie kocha. (cyt. „.....uś wiesz, że bardzo cię kocham, uspokój się wszystko będzie dobrze, ja zawsze jestem i będę” – pięknie to wtredy brzmiało). A teraz ma mnie w dupie. Po co mnie było wpuszczać w maliny. Po co kurwa zwodzić. A ja się zaangażowałem jak ten kretyn. I jak tu nie traktować potencjalnych partnerek przedmiotowo jak i tak zostanę zrobiony na szaro. Zawsze byłem robiony w bambuko. Na za dużo pozwalam. Nigdy już tak nie będzie. To mnie trochę zmieniło. Może nawet na moją niekorzyść się to zmieniło, ale tak już jest. dalej pamiętam kody do niej do mieszkania, dalej pamiętam numery rejestracyjne jej samochodu, dalej pamiętam numery telefonów. Nie pamiętam tylko, w której szufladzie od góry zostawiłem swoją szczoteczkę. Pewnie jej już nie ma. Pamiętam też doskonale adres, liczbę schodów, ilość przekręceń kluczem w drzwiach do miejsca gdzie zostało wiele mnie. Gdzie zostało mnie bardzo dużo i nie mogę tej części siebie odzyskać. Dupa. Wielka dupa się stała.  

bmp : :
kwi 02 2003 Bez tytułu
Komentarze: 2

Na frasunek dobry trunek. Mieli rację starożytni Polanie. Zjem jakieś gotowe gówno, popiję je szklanką Jasia i pójdę do baru. Trunek to doskonaly pomysl w obecnej sytuacji.

bmp : :
kwi 02 2003 Bez tytułu
Komentarze: 5

Sny o krwawych jatkach na zmianę ze snami o koleżance Pepe jakoś nie dają mi wypocząć. wkrótce waga spadnie mi do rekordowo niskiego poziomu, nienotowanego od pięciu lat. Nie pamiętam jaka była kolejność czy najpierw awantury a potem Pepe czy odwrotnie. W każdym bądź razie jatki, które mi się śnią są o mnie lub z moim czynnym udziałem. Ostatni tydzień tych snów to jakieś morderstwa, wypadki samochodowe i inne kretyństwa, w których ginę albo jestem sprawcą czyjejś śmierci. Sen z Pepe dzisiaj koncentrował się na jakiejś rozmowie i była to chyba wierna (lub niewiele odbiegająca od wzorca) kopia rozmowy, którą kiedyś odbyliśmy. Widziałem jej twarz bardzo blisko. Nie pamiętam czy skończyło się to zbliżeniem. Jest źle. Jestem wykończony,  z zasypianiem jest problem, potem budzę się nad ranem i następuje czuwanie. Chujca nie wypoczynek. Ostatnie kilka dni było jakby lepiej, natłok obowiązków skutecznie mnie ratował i zarejestrowałem tylko małe chwilki słabości, które generalnie nie niepokoiły mnie. Niestety od wczoraj zaatakowało mnie ze zdwojoną siłą. Nagle się pojawiła w głowie i nie chce wyjść. Skoro nie chce, to niech może wróci. Inaczej się skończę. Już nie mówię o piciu, bo nad tym chwilowo zapanowałem, ale wypadałoby sypiać jakościowo lepiej. Ja już niestety nie mogę nic zrobić. Mógłbym próbować się zmieniać, coś kombinować, pracować nad sobą, ale to nie ma sensu, bo i tak tego nikt nie będzie oceniał. Nie jestem typem wymuskanego faceta, więc tak pozostanie – chyba tego ode mnie nie oczekiwała. Brak mi przesadnej dbałości i to chyba też było oki. Okazywanie uczuć – na dzisiaj nie zmieniam się. Chciałem, ale nie pozwolono mi się wykazać. Po raz kolejny mam te same przemyślenia i wnioski i po raz kolejny do niczego nie doszedłem i dojść nie potrafię. Może tydzień morza mnie chwilowo uratuje. Niech tak będzie. Sporo rzeczy ostatnio zawalam. Chęci mi brakuje okrutnie. Koniec lutego i początek marca to był okres skrzydełek dla mnie. Chwilę później zajebano mi skrzydełka w bardzo brutalny sposób. A jak zajebano skrzydełka to i reszta się jebie. Nie do końca się dogaduję z otoczeniem. Nie chce mi się z nimi rozmawiać, a oni nalegają, zadają pytania i pierdolą od rzeczy. Nie podzielę się emocjami, bo się nie dzieliłem i nie zamierzam tego robić. Wczoraj nagle się komuś przypomniało żeby mnie zapytać co u barmanki i co u Pepe. Co miałem kurwa powiedzieć. Odpowiedziałem, że nie wiem. Nie skłamałem, choć w tym drugim przypadku bardzo bym chciał mieć informacje z pierwszej ręki. Na straty jednakże zostałem spisany – taka jest moja interpretacja jej działań. Bardzo nie lubię jak ktoś mi każe spierdalać, dając mi wcześniej nadzieję. Pewnie nigdy się już nie odezwie. Pewnie niedługo nie wytrzymam i sięgnę po zdjęcie. Jeszcze nie dzisiaj, jeszcze się opanuję. Zatopię dzisiaj smutek i resztkę szarych komórek po raz milion.   

bmp : :
kwi 02 2003 Bez tytułu
Komentarze: 10

I znowu mi się śniła pół nocy, i znowu śniły mi się krwawe sny przez drugie pół nocy. Może to choroba psychiczna.

bmp : :
kwi 01 2003 Bez tytułu
Komentarze: 9

Zaświadcza się niniejszym, że Pan bmp ur. ... w ... posiada odpowiednie kwalifikacje zgodnie z wymaganiami art. S47 Regulaminu Radiokomunikacyjnego, stanowiącego dokument uzupełniający Konstytucję i Konwencję Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego, do wykonywania obowiązków radiowych za pomocą urządzeń radiotelefonicznych VHF. Świadectwo ważne bezterminowo. (Dzisiaj dostałem poleconym)

Prowokował mnie dzisiaj jeden koleś. Powstrzymałem się. Nic nie zrobiłem, rzekłem mu tylko, że jak ja pierdolnę to łeb przy samej dupie urywam. Jeszcze coś tam mamrotał, ale go olałem. Próbowałem rzucić papierosy. Wytrzymałem dwadzieścia godzin (w tym była noc). Nie udało się. Poległem. Dzisiaj koło południa tak mnie nosiło, że musiałem pojechać po szlugi na stację. W czwartek spróbuję znowu. Pojadę do apteki  i nakupuję tych świństw. Kupię plastry, gumy, tabletki i co tylko. Odpowiednio się umotywuję i nastawię psychicznie. A potem się okaże czy mam słabą silną wolę czy może jest inaczej. Znowu mnie nachodzi Pepe. Znienacka mnie nachodzi. Siedzę sobie dzisiaj zajęty jestem i mocno skoncentrowany. Nagle ni stąd ni zowąd zrobiło mi się zajebiście przykro, zajebiście smutno i tak już leci do wieczora w tym nastawieniu do świata. Powinienem się zachowywać jak facet, a nie jak rozhisteryzowana nastolatka. Gówno wychodzi. Powinienem mieć dystans, olewać to, być niewzruszonym. Zamiast tego zachowuję się jak jakiś zniewieściały bohater twórczości romantyków. Niech to szlag. Mam jeszcze jedną nastoletnią jazdę. Otóż postanowiłem co następuje. Jak wiadomo zanim Pepe kazała mi spierdalać, pojawił się w jej otoczeniu jakiś pierdolony absztyfikant. Następna taka sytuacja w moim życiu, następny taki koleś, a nie ręczę za siebie. Wiem, że to nie średniowiecze i nie wczesna podstawówka, ale ja nie daruję. Zajebię jak psa. Bóg mi świadkiem, że zapierdolę. Nie pozwolę sobie na wpierdalanie się jakimś kretynom. Ja wyznaję zasadę, że jak kobieta zajęta, to trzymam się z dala. Miejcie się więc amatorzy cudzych kobiet na baczności jeśli na mnie traficie. Kurwa zatłukę. Jatka jest mi nieobca. Może i warunki fizyczne na to nie wskazuję, ale wchodzę w każdy ogień. Jak mi wpierdolicie to wrócę w dwóch. Wpierdolicie mi znowu, to wrócę z pałą. Wpierdolicie mi ponownie, wrócę z nożem. Potem już pozostanie przyjaciel – a jak wiadomo Pan Bóg kule nosi i jak wiadomo Pan Bóg zakazał cudzołożenia, więc tę kulę wam zaniesie. Nie podpierdalać cudzej kobity, bo naprawdę jestem wkurwiony już na zawsze.

2003-04-01 21:17

ja nie ruszam ... ;)

 

łatwopalna

2003-04-01 21:20

a jakby kobita nie chciała...

 

magna

bmp : :
kwi 01 2003 Bez tytułu
Komentarze: 10

Wziąłem i się dzisiaj ogoliłem. Nie lubię tej czynności i staram się jej unikać. Kiedyś unikałem jej bardzo, potem w miarę spotykania się z różnymi koleżankami dawane mi było do zrozumienia, że drapię i nie jest to miłe. Pod wpływem sugestii zdarzało mi się ogolić, ale rzadko to się działo. Nastał czas Pepe i wtedy nastał czas ciągłego golenia. Na początku nie goliłem się jak wcześniej, ale też nie przepadała za moją nieogoloną mordą, więc zmusiłem się i na dalszym etapie naszej znajomości bez grymasu goliłem się ciągle. Pamiętam, że zdarzało mi się wracać do miasta z dalekich podróży, ale nie jechałem do domu tylko od razu do Pepe. Morda była zarośnięta, więc goliłem się w samochodzie na światłach. Chuj, że całe ubranie miałem w ścinkach włosów, że od maszynki podrażnioną miałem skórę, że nie było czym mordy posmarować po tym zabiegu. Wystarczyło, że ryj był gładki. Tak wtedy działałem. Teraz znowu golę się sporadycznie. Słyszałem, że liczy się wnętrze, a nie aparycja. Skoro tak, to golić się nie trzeba. Wnętrze oczywiście portfela.

bmp : :
kwi 01 2003 Bez tytułu
Komentarze: 3

A teraz się zajebię. A chuja. Prima aprilis. Zajebię się kiedy indziej.  

bmp : :
mar 31 2003 Bez tytułu
Komentarze: 2

I choć jestem na lądzie, to tonę.

bmp : :
mar 30 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

To jedyna notka, która pozostała. Napisana została 25 marca. W związku z brakiem precyzji z mojej strony nastąpiła pewna nadinterpretacja notki z dn. 24 marca br. Nie do końca jestem kapitanem. Nie jestem zawodowym marynarzem. Jak wiadomo kapitanem jest osoba dowodząca jachtem i wcale nie musi ona legitymować się patentem kapitańskim. Tak właśnie jest w moim przypadku. Posiadam oczywiście szereg różnych żeglarskich uprawnień, ale do kapitańskich papierów mam kawałek. Żeglarstwo jest po prostu moim hobby, uprawianym od wielu, wielu lat. Zaczęło się jakieś dziewiętnaście albo dwadzieścia lat temu. Niewątpliwie sport ten ma znaczący wpływ na moje postrzeganie i odbieranie otoczenia. Nie da się ukryć, i nie będzie to puste pierdolenie, że żeglarstwo w jakiś sposób kształtuje. Nie mnie jednak oceniać co zrobiło ze mną. Kiedyś ktoś powiedział, że na żeglarza zawsze można liczyć. Coś w tym jest. Kapitan rzeczywiście nie może być miły, bo kończy się to włażeniem na głowę. Ja prowadząc jakąś jednostkę staram się robić to tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Naturalnie funkcjonują pewne zasady, których trzeba przestrzegać, ale do innych spraw się nie wtrącam. W rzeczywistości jestem chłopcem, który trochę widział, trochę słyszał, trochę brał udział, trochę robił – w różnych dziedzinach. Jestem młodym facetem, który lubi dowodzić na pokładzie, lubi podejmować szybkie decyzje, lubi trochę nieszkodliwej brawury przy manewrach, lubię pływać na „granicy” (takie popisywanie się, takie okazywanie wyższości mego kunsztu nad kunsztem facetów w kapitańskich czapkach, czyli facetów, którzy mają małe pojęcie, ale mają wielkie mniemanie o swoim żeglarskim artyzmie; oczywiście nie mówię tu prawdziwych kapitanach, a o tych podszywających się poprzez nakładanie kapitańskiej czapki; mam respekt przed tymi prawdziwymi i im nie podskakuję, po prostu szacunek należy się właściwym osobom). Jak wspomniałem staram się być miłym na pokładzie dla załogi, ponieważ najmniejsza sprzeczka na jachcie kończy się wielką awanturą. Żeglarstwo kreuje takie cechy u ludzi jak odpowiedzialność, umiejętność podejmowania szybkich decyzji i szybkiej oceny sytuacji, umiejętność pracy w grupie (każdy wie co do niego należy i powodzenie całego manewru zależy od każdego członka załogi; aby być dosadnym powiem, że od tego jak każda osoba wykona swoje zadanie zależy bezpieczeństwo pozostałej części załogi oraz jednostki) oraz kształtuje taką cechę jak przewodzenie, dowodzenie, etc. Żeglarstwo oprócz, że kształtuje, to również obnaża słabości. Niektórzy mogą nie mieć wyżej wymienionych cech, ale posiadanie ich kompletu nie jest potrzebne do żeglowania. Można się uzupełniać. Jeżeli chodzi o obnażanie to żeglarstwo bardzo szybko pokazuje czy ktoś jest wkurwiający, kłótliwy i konfliktowy. Dwa dni na pokładzie, te same mordy, ta sama gorzała, te same gadki – to trzeba umieć znieść. Łatwo o konflikt w takich warunkach. Morski jacht dziesięcioosobowy ma zazwyczaj coś koło 10-14 metrów długości i jakieś 5-6 metrów szerokości. Mała powierzchnia i nie ma gdzie uciec. O awanturę nietrudno. Dlatego dobrym testem dla nowo poznanej osoby jest kilka osób na jednej łódce, wtedy wiemy o niej wszystko. Dlatego kapitan (inaczej dowodzący) nie może być wkurwiony, bo sam będzie powodował sytuacje konfliktowe, a tego należy unikać, gdyż niewiadomo co się może wydarzyć za pięć minut. Oczywiście i mnie się zdarza wydrzeć mordę i być chujem, ale taka jest moja rola. Nie należy tylko przesadzać. Jak powszechnie wiadomo żeglarze nie wylewają za kołnierz i ja to lubię i w tym biorę czynny udział. Nie ma to jak nocny balet w porcie. Jednakże moje chwiejne stąpanie w ostatnich czasach nie tym było spowodowane. Powody są innej natury, ale to jest akurat wiadome. Jak na razie nie nadużywam. Zdjęcia nie spaliłem i nie wyrzuciłem, bo ciężko mi się z tą namiastką rozstać. Schowałem je głęboko do szuflady. Nie mogę obiecać nawet sobie, że nigdy po nie nie sięgnę. Na teraz leży schowane i nie sięgam. Ze sobą samym żyje mi się nieźle, ponieważ pozostałem sprawy w moim życiu układają się przyzwoicie. Nie mogę narzekać. Brakuje tylko pewnego elementu. Rzeczywiście nie znajdę kobiety w barze, bo wiadomo jak jest w barach. Nie znajdę również w teatrze, bo same tam nie chodzą. Ja wczoraj byłem. Sztuka mi się podobała, ale podobałaby mi się bardziej w innych okolicznościach. Czułem się trochę nieswojo będąc tam sam – wszyscy na około byli w jakimś towarzystwie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że czułem się troszeczkę kretyńsko. Anioł jakiś może i się pojawi, ale będzie się musiał bardzo napracować. Raz tylko mi się zdarzyło szybko wpaść. Normalnie tak się nie dzieje, a ostatnimi czasy troszkę się zmieniłem i może być problem. Tak mi się stało. Pewnie masz anemiczna Zosiu odrobinę albo nawet wiele racji w kwestii moich  obaw. Wiem, że zmiana lokalu może pomóc, ale jakoś mi ciężko to zrobić. Dużo mi się napisało dzisiaj i ciężko będzie przez to przebrnąć. Dałem lekki upust, ale chyba w troszeczkę innym tonie niż zwykle. Żegnam się starym żeglarskim pozdrowieniem. Ahoj was to żeglarze obchodzi. Heh.

bmp : :