Najnowsze wpisy, strona 1


wrz 29 2011 ...
Komentarze: 4

„I znów przeminął rok,

Przeminął nie wiem jak,

A przepłynięte setki mil,

Straciły słony smak”

 

Dziesięć lat mi stuknęło na blogusiach. Staremu koniowi. Tyle kurwa lat. Czas zapierdala. Się okazuje. Patrzę rano w lustro i nie widzę tego gościa sprzed dziesięciu lat. W windzie do garażu też spoglądam w lustro. Patrzę czy krawat równo leży. Patrzę czy nogawka nie poszarpana. I wszystko jest zazwyczaj ok. Tylko, kurwa, te oczy. Trochę zmęczone. Tak mi się wydaje, że inne niż kiedyś. Dalej mi się śmieją, ale jakieś takie bywają zmęczone. Krzesłem w łeb potrafię przypierdolić, gdy trzeba. Wystąpić przed kilkudziesięcioma osobami potrafię i poprowadzić spotkanie. Mało co mnie wzrusza. Czasem chyba robię wrażenie niezrównoważonego zrównoważeniem. I moje specyficzne poczucie humoru, które objawia się bez względu na okoliczności. Wali się i pali, a ja dowcipkuję. W pierwszej chwili mnie opierdolono, że sytuacja wcale nie jest śmieszna. Spytałem czy w takim razie powinienem usiąść i płakać. Wtedy mnie zrozumiano. Jedna pani, tutaj na blogach, miała taki tekst, że póki żyjesz możesz walić z obu luf. Tak czynię. Zarząd mnie spytał – Ciebie bmp to chyba ciężko wyprowadzić z równowagi? Jeszcze Cię takiego nie widziałem. Na to bmp – Boss, to zależy, są ludzie na liście, którzy do wrzenia doprowadzają mnie w półtorej sekundy. Gdzie ja jestem na Twojej liście? – spytał szef wszystkich szefów matki korporacji. Gdzieś po środku – dyplomatycznie odpowiedział bmp. Podziękował. I wszystko pycha, ale do Pań jednak mam straszny strach. Im jestem starszy, tym większy. Czy reszta z wiekiem też tak ma? Utraciłem bajer cały. Nie wiem dlaczego. Na starcie wychodzę z założenia, że nie spełniam oczekiwań. Podświadomie. To mnie paraliżuje. Naprawdę. Kurwa, bystrości mi nie brakuje, ale skądś mam obawy. Oczekiwania pewnie spełniam, choć grze pozorów mogę nie dawać rady. Moja nieśmiałość się wzmaga. To jest tak bardzo absurdalne w zestawieniu ze mną, że nie wiem czy ktoś może mnie zrozumieć. Z drugiej strony jak już się przemogę to się nie udaje. Trochę się już pogodziłem, że dziedziczyć po mnie będzie rodzeństwo. :(

sie 04 2011 ...
Komentarze: 5

Właśnie minęło dziesięć lat. Dziesięć od kiedy spotkałem moją big fuckin' love. I nie widziałem jej od siedmiu.

lip 12 2011 ...
Komentarze: 1

Napotkałem na swej drodze klasę polityczną. Polską klasę polityczną. Tę kurwę. Kurwę tę reprezentowała pewna wyborcza jedynka. Też kurwa. Ona, ta kurwa, szła z p.o. żony. Żona bowiem jakiś czas temu się zepsuła i została ze stanowiska odwołana. Nie o to jednak chodzi. Między ludźmi różnie się układa i to akurat wiem dobrze. Bardziej chodzi mi o butę tych skurwysynów. O niesłuszne źródło ich pierdolonej dumy. Nic sobą nie reprezentują. Nieudacznicy, którzy w prawdziwym boju gospodarczym są wciągani nosem na śniadanie. Były premier, też kurwa, robił balet i wielu gości przyszło. Traf chciał, że akurat się pałętałem w okolicy. W zasadzie to się nie pałętam w tej okolicy, a byłem tam jak u siebie. Przez płot tych chujów mogłem pooglądać. Odwiedzałem jednego z rodziców. Przez przypadek nie byłem w smokingu, gdyż jak tylko mam możliwość pozbycia się stroju wizytowego, niezwłocznie to czynię. A pora była już pokorporacyjna. Dżinsy, buty na łódkę i T-shirt z logo Płockiego Parku Przemysłowo-Technologicznego (PPPT – wiem, że pierwszy raz o tym słyszycie; ja pierwszy raz usłyszałem, gdy dostałem T-shirt; niszowa marka). Idzie więc ta pierdolona jedynka, która żyje z moich ciężko zaoranych pieniędzy. Ten pasożyt pierdolony. Idzie i patrzy na mnie. Z taką pogardą dla proletariatu patrzy. Naprawdę od skurwiela czułem pogardę. Z tą pogardą jednak patrzył tylko przez około sekund trzy. Potem znowu byłem przezroczysty.

lip 10 2011 ...
Komentarze: 0

W sobotę obudziłem się bez bólu głowy. W niedzielę także. To rzadkość. Szczególnie, że mam na myśli dni, które wypadły w tygodniu o tym samym numerze. Na dodatek letni wietrzyk łódką bujał. Taka okoliczność zazwyczaj jeszcze bardziej wpływa na bóle głowy. Tym razem było grzecznie. Na drewnianym pokładzie raczej skoncentrowałem się na poparzeniu pleców niż chlaniu. „Wydamałem” też kilku zawziętych chłopaków. Dziewczyn też kilka. Równie zawziętych. Jedna walczyła naprawdę długo. Ze dwie godziny mi się bujała przy rufie. Lubię oglądać ich miny. Super ship i super equipment i obskakują w dupę. Co ja poradzę, że staruszek jest szybszy? Co ja biedny poradzę? Było jednak bez chlania, co umożliwiło mi odsapnąć. Wiecznie mam gorąco i to odsapnięcie było mi potrzebne.

A może ja za mocno żyję? Za bardzo? Za szybko? Może to jest przyczyna? Może zbyt trudno jest równać do mojego tempa? Ale przecież ja się kurwa przy moim tempie nie upieram. Tak jak dzisiaj. Mogłem tego chuja zepchnąć przy dwustu kilometrach na godzinę. Białe audi sobie kupił i się kutasowi wydaje, że sam jest na drodze. Z właściwą mi wyrozumiałością przemknąłem poboczem pozdrawiając współużytkownika środkowym palcem. Środkowym, ale nie tym, który w osi symetrii ciała się znajduje, lecz środkowym prawej dłoni. Tym pierwszym było zbyt trudno tym razem. Tępy chuj. Wracając jednak do clou. Tempo właśnie spada. Jeszcze tylko pójść do sypialni. Do rana tempo będzie zerowe. O ósmej wstanę. Włączę ace piorun dece. Włączę głośno. Sąsiedzi już lubią ich słuchać o każdej porze dnia i nocy. Przyzwyczaili się. Wezmę szczotę i wyjdę na taras myć zęby. Pomacham sobie fujarą i wrócę do łazienki. Położę się pod prysznicem z nogami do góry. Zastanowię się. Tylko przez chwilę. Zorientuję się, że już późno. Codziennie się tak orientuję. Koszula na biegu. Szczotką buty. Inną niż do zębów. Krawat będę wiązał w windzie, choć czasem robię to dopiero w garażu. To zależy jak długa lista nieprzeczytanych pojawi się na jeżynie. Jeżynę trzeba rano przejrzeć. Dobrze jest wiedzieć jaki wpierdol człowieka czeka w danym dniu :)  I tak tydzień za tygodniem. Pięćdziesiąt dwa w roku. Pięćset dwadzieścia w dekadzie. KURWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!  

cze 21 2011 ...
Komentarze: 5

Z okazji nadchodzącego lata życzę sobie fajnej, interesującej, udanej randki. Wkurwiają mnie bowiem nieudane, nieinteresujące i niefajne. Słyszę na przykład – o tym nie rozmawiajmy. Tego nie poruszajmy. Jak znaleźć taką pracę jak Ty masz? – to pytanie mnie rozpierdoliło na cyce. Ależ z Ciebie filozof – tak głęboko w trudne tematy się nie zagłębiajmy. A ja kurwa tylko parę zdań o szczęściu powiedziałem.  Czy ja naprawdę zbyt wiele wymagam? Może tak być. Nie wiem, bo nie mam punktu odniesienia. Może ja naprawdę jestem jakiś wyjątkowo wymagający? Ja tylko chciałbym, żebyś była fajna psychicznie i fizycznie. Nie jakoś okładkowo. Po prostu po mojemu. A tu kurwa nawet nowa korporacja, która próbuje przeprowadzić akwizycję bmp nie jest fajna. Nie jest fajna, bo mnie kusi, żeby mnie później wypierdolić. Sypią szmaragdami. To jednak żadna sztuka się schylić po nie, żeby zostać wydymanym. Ja to już wiem.

cze 13 2011 ...
Komentarze: 2

Żebra mi pękły albo się złamały. Chyba raczej to pierwsze. Złamane inaczej bolą. Wiem, bo przerabiałem. Ktoś kiedyś otworzył w trakcie manewrów portowych skylight. Pracowałem na lewej cumie dziobowej. Cofałem się i nie zauważyłem dziury za mną. Przez następne kilkanaście dni palenie papierosów dostarczało dużo wrażeń. Każdy głęboki wdech wywoływał gwiazdki przed oczami. Bolało. Jednak z czasem ból był mniejszy. Niestety taki stan nie utrzymał się długo. Kilka tygodni później były eliminacje do mistrzostw świata. Przyszła fala i nie ustałem. Wyrżnąłem dokładnie tą samą partią żeber w zejściówkę. Trudności z paleniem przeciągnęły się o kolejne tygodnie. Ze dwa tygodnie temu wywinąłem po pijaku orła. Dziwne to, gdyż po pijaku nie zdarza mi się chwiać. Tym razem nie ustałem. Nawet nie wiem w co przyrżnąłem. Boli na szczęście inaczej niż wtedy, gdy przegraliśmy eliminacje. Boli mniej. I życie codzienne też jakby mnie wymagające, więc da się przeżyć. Poza tym nie palę, więc mogę oddychać wyjątkowo płytko. Tyle tytułem wstępu. Tak naprawdę to miałem zajebisty dzień i o tym chciałem. To był naprawdę zajebisty poniedziałek trzynastego czerwca roku pańskiego dwa tysiące jedenastego. Mimo, że spać muszę na lewym boku. Mimo, że żadna dziewczynka chwilowo nie chce mnie odwiedzić. Mimo, że drugi kwartał może być chujowy od strony mego planu. Mimo, że wchujograjców masa wokół mnie. Dzisiaj przed południem miałem doskonałe spotkanie. Nie tylko pod kątem merytorycznym. Kancelaria prawna obsługująca mego klienta wystawiła spoko zawodnika. Pani była inteligenta i atrakcyjna. Z mojego punktu widzenia bardzo ekscytująca kombinacja. Do tego podobnej klasy zawodnik reprezentował departament prawny mego klienta. Naprawdę rzadko się zdarza, że może być merytorycznie i estetycznie w jednym czasie :) Rysuje się na horyzoncie kontrakt. Popołudniu miałem inne spotkanie. Równie przyjemne jak pierwsze. Wrażeń estetycznych było mniej, gdyż spotkanie miało dwóch samców. Samiec alfa z tamtej strony i samiec omega jako ja. Kontrakt dostałem. Podpisany. To nie koniec. Przecież same zdarzenia zawodowe nie spowodowałyby mego zachwytu poniedziałkiem. Zakończyłem dzień trochę przed 2200. Prawie cztery godziny ganialiśmy po rzece motorówką. Po robocie zrzuciłem z siebie garnitur. Wbiłem się w szmatexy i spędzałem czas na wodzie. Dziesięć minut od domu. Nigdzie nie musiałem jechać. Po prostu w środku miasta na rzece wchodziliśmy w ślizg. 13 czerwca 2011 udowodnił mi, że poniedziałki też potrafią być w pyteczkę. Podobnych życzę doświadczeń mym bliźnim :)

kwi 21 2011 ...
Komentarze: 6

Strategia ucieczki do przodu jest poprawna. Niestety. Tylko w trakcie procesu. Drugie niestety polega na tym, że za każdym razem bardziej intensywne ucieczki są wymagane. W zasadzie nie ma potrzeby robić dobrej miny do złej gry. Chociaż jestem w trzymaniu emocji ekspertem klasy międzynarodowej, to mogę sobie pozwolić na chwilę szczerości. To nie jest skarga. Nie użalam się nad sobą. Stwierdzam fakt. Nie popadam w depresję. Nawet teraz zwieram szeregi.  Jestem po prostu w pełni świadom moich emocji. Umiem je określić i nazwać. Czuję się cholernie samotny. Sam do tego doprowadziłem. Sam sobie jestem winien. Złe decyzje. Złe cechy. Złe sytuacje. Złe reakcje. Mogę się rzucać w wir zdarzeń, projektów, pracy. Mogę uczyć się nowych rzeczy i angażować w nowe sprawy. Mogę stawiać sobie kolejne cele. Wszystko to robię i realizuję. Wszystko to szczęśliwie zajmuje mi czas. To nazywam ucieczką do przodu. Jako klasyczny przedstawiciel płci z futrem między wzgórkiem a nosem, nie potrafię koncentrować się na wielu rzeczach jednocześnie. Dlatego każda aktywność pozwala mi zapomnieć, że coś mi doskwiera. Im bardziej „zapycham” czas tym mniej tego czasu na wątpliwości. Im jednak bardziej „zapycham” czas tym wyraźniejsze jest to coś, od czego uciekam. Uciekam od samotności i ciszy. Nie udaje się. Cisza jest jeszcze głośniejsza. Noc jest jeszcze ciemniejsza. Sprężyna się naciąga bez końca. I pewnie nigdy nie pęknie. Zbyt jestem rozsądny i niepodatny. Zwariować mi się nie uda. Nawet bym nie chciał. Głupie pomysły też mi do głowy nie przychodzą. I tak dalej, i tak dalej. Kłamię, gdy mówię, że jestem szczęśliwy. We wszystkim można mi wierzyć, oprócz właśnie tego. Mama dzisiaj pamiętała. Ojciec pamiętał. Bracia pamiętali. Ojciec chrzestny też. I to by było na tyle. Rzadka chwila słabości dobiega końca.

bmp : :
kwi 11 2011 ...
Komentarze: 1

PKP nie zawodzi. Podobnie jak Pan Prezes. W zasadzie Pan Prezes powinien zostać szefem PKP. Efekt synergii murowany. Niezawodność tych dwóch instytucji jest zaiste niedościgniona. Wiedziałem, że Pan Prezes coś wczoraj pierdolnie. Nie zawiódł. W piątek PKP mnie też nie zawiodło. Wagon ten lepszy. Tzw. Pierwsza Klasa. Gównem i szczynami jebało jak … Tutaj konkurs, gdyż mnie nie przychodzi do głowy odpowiednio mocne porównanie. Mimo wulgarnego języka, którym się posługuję, nie potrafię znaleźć odpowiedniej metafory dla określenia tego smrodu. Żarło znacząco. Na tyle mocno, że kataru na czas podróży mnie pozbawiło. Szkoda tylko, że nie w sposób trwały. Nawąchałem się i tyle tylko z tego. Nie mogę dojść do siebie ostatnio. Trochę mi się ostatnio organizm w niektórych obszarach potknął. Skurczybyka jednak wyprowadzam na prostą. Tempo mordercze. Może to stąd.

sty 31 2011 ...
Komentarze: 7

Lotnych doszedłem. Sobotni poranek. Piękna pogoda. Widoczność dobra. Szosa sucha. Trzy pasy przez most. Odrobina pośpiechu. Złoty osiemdziesiąt. Przede mną po prawej podejrzana bryka. Coś mnie tknęło, że pies cywil. Doszedłem. Zrównałem się. Spojrzałem Panu w oczy i już było wiadomo. Minę jeden z drugim miał nieszczęśliwą. Tym razem 1:0 dla mnie.

Łękotka mi pękła. Krzyżowe się naderwały. Te, które były jeszcze własne. Te przeszczepione jeszcze się trzymają. Cholesterol skoczył. Próby wątrobowe poszybowały wysoko. Pani lekarz powiedziała, że dobrze jest o siebie trochę zadbać. Powiedzmy, że nie zignorowałem. Spoglądając na tę wyliczankę, dochodzę do wniosku, że nie zwalniam tempa. Wyliczanka jest tylko z ostatnich kilku dni. Właściwie wyliczankę mógłbym spokojnie kontynuować i powiedzieć, że tempo rośnie. Nie wiem tylko czy to pre-andropauza. Dużo za wcześnie na to. Gonię jednak bardziej niż kiedyś. Nawet ostatnia znajomość mogłaby wskazywać, że kryzysy wieku następuje. Ostatnia jest młodsza od poprzedniej o czternaście lat. Przypadek to jednak duży i o kryzysie można by mówić, gdybym działał z rozmysłem. A na dodatek jest to przypadek kompletnie nietrafiony. Dlatego jak na razie jestem o siebie spokojny. W zasadzie nie próbuję zatrzymać przemijalności. Raczej przyspieszam realizowanie się w nabywaniu różnego rodzaju umiejętności. Jeśli nie teraz to kiedyś już nie zdążę. Nie ma sensu odkładać. Pływam, biegam, skaczę, prowadzę, kieruję, na wodzie, po śniegu, pod wodą, w górach, na lodzie i pod lodem, z wiatrem i pod wiatr. Do kompletu brakuje mi niewiele. Dorzucę jeszcze latanie. Niech tylko organizm wytrzyma. Kilka dni temu byłem bowiem adresatem następującej wypowiedzi – „Pamiętaj, że nie robisz się już ani młodszy, ani piękniejszy. Być może bogatszy, ale na pewno ani młodszy ani piękniejszy”. Niech wytrzyma. W całej notce ani jednego chuja lub kurwy. Chyba jednak pre-andropauza.

sty 23 2011 ...
Komentarze: 4

Z małych rzeczy od dawna umiem się cieszyć. Gdy znajduję w lodówce puszkę 0,33, to cieszę się bardzo. Fakt, wolałbym półlitrową. Mimo wszystko się cieszę. Ostatnio cieszę się z rzeczy jeszcze mniejszych. Nie sądziłem, że i z tego można się cieszyć. Faworytem na mojej liście rzeczy małych, z których można się cieszyć, jest przespanie całej nocy. Zasypiam szybko. Dni mam pełne wrażeń, które mnie naprawdę eksploatują. Z rana jestem jeszcze pełen mocy W zasadzie, to cały dzień jestem w stanie przejechać na pełnych obrotach. Przy końcówce trochę mi kondycja zjeżdża i zaczyna boleć głowa, ale to nie jest regułą. Zasypiam szybko. I kurwa ledwo organizm zwalczy znużenie podstawowe, coś mnie wybudza. A potem już jest chuj ze spania. I nie wiem co jest grane. Nie rozumiem jaka może być przyczyna. Wszystko jest tak jak zawsze było. Niewiele się zmienia w sposobie mojego funkcjonowania, więc szaleństwa organizmu mnie zaskakują. Ja ci kurwa dam anomalie. Cię ostrzegam.