...
Komentarze: 6
Strategia ucieczki do przodu jest poprawna. Niestety. Tylko w trakcie procesu. Drugie niestety polega na tym, że za każdym razem bardziej intensywne ucieczki są wymagane. W zasadzie nie ma potrzeby robić dobrej miny do złej gry. Chociaż jestem w trzymaniu emocji ekspertem klasy międzynarodowej, to mogę sobie pozwolić na chwilę szczerości. To nie jest skarga. Nie użalam się nad sobą. Stwierdzam fakt. Nie popadam w depresję. Nawet teraz zwieram szeregi. Jestem po prostu w pełni świadom moich emocji. Umiem je określić i nazwać. Czuję się cholernie samotny. Sam do tego doprowadziłem. Sam sobie jestem winien. Złe decyzje. Złe cechy. Złe sytuacje. Złe reakcje. Mogę się rzucać w wir zdarzeń, projektów, pracy. Mogę uczyć się nowych rzeczy i angażować w nowe sprawy. Mogę stawiać sobie kolejne cele. Wszystko to robię i realizuję. Wszystko to szczęśliwie zajmuje mi czas. To nazywam ucieczką do przodu. Jako klasyczny przedstawiciel płci z futrem między wzgórkiem a nosem, nie potrafię koncentrować się na wielu rzeczach jednocześnie. Dlatego każda aktywność pozwala mi zapomnieć, że coś mi doskwiera. Im bardziej „zapycham” czas tym mniej tego czasu na wątpliwości. Im jednak bardziej „zapycham” czas tym wyraźniejsze jest to coś, od czego uciekam. Uciekam od samotności i ciszy. Nie udaje się. Cisza jest jeszcze głośniejsza. Noc jest jeszcze ciemniejsza. Sprężyna się naciąga bez końca. I pewnie nigdy nie pęknie. Zbyt jestem rozsądny i niepodatny. Zwariować mi się nie uda. Nawet bym nie chciał. Głupie pomysły też mi do głowy nie przychodzą. I tak dalej, i tak dalej. Kłamię, gdy mówię, że jestem szczęśliwy. We wszystkim można mi wierzyć, oprócz właśnie tego. Mama dzisiaj pamiętała. Ojciec pamiętał. Bracia pamiętali. Ojciec chrzestny też. I to by było na tyle. Rzadka chwila słabości dobiega końca.
Dodaj komentarz