Najnowsze wpisy, strona 11


kwi 18 2007 Bez tytułu
Komentarze: 5

"...choc za ciosem pada cios i wrog posilki sle w konwojach. Nas przed upadkiem chroni wciaz zbroja...". Juz podnioslem przylbice, juz poluzowalem kolczuge. Cale szczescie, ze gaci do kostek nie opuscilem. Wiadomo. Kobieta. Dosc nieladnie to rozegrala. Chyba mialem byc kims w rodzaju "z braku laku". Jak to jednak ja, w swej kurwa naiwnosci nie zorientowalem sie na czas. Trafila w dobry moment. Luzowalem bowiem koncepcje zycia w pojedynke. Po kilku latach samotnosc zaczela mnie rozpierdalac. I cos we mnie drgnelo. I wlasnie wracam tam gdzie bylem, jedynego przyjaznego mi swiata. Tam gdzie dostawca, odbiorca czy ktokolwiek inny moze mi powiedziec spierdalaj. Spokojnie to przyjme. Na pewno spokojniej i z mniejszymi emocjami. Spokojnie znajde innego dostawce, odbiorce czy kogokolwiek innego. Na osiem dni mam przejechane jakies 3400 km i to nie za fajera Tira. Wykrecam swoje nowe rekordy na drogach tego swiata. Teoretycznie "Mam wszystko czego moze chciec od zycia uczciwy czlowiek. Wyksztalcenie, swiatopoglad, mlodosc, zdrowie. Rodzine, ktora kocha mnie,(...)". Dalszej czesci nie przytaczam, gdyz mnie ona nie dotyczy. Chocbym kurwa cudow dokonywal, to los chyba trzyma dla mnie w zanadrzu cos, czego nie do konca chce doswiadczyc. Albo jeszcze nie wiem, ze chce. Dobijam sie do tego "normalnego" swiata. Za kazdym razem, gdy drzwi sie uchylaja i zdaze wcisnac reke, ktos bolesnie mi ja przytrzaskuje. Kurwa.

bmp : :
mar 29 2007 Bez tytułu
Komentarze: 10

Mam kumpla. Naprawdę dobry kumpel i dobry facet. Rzadko się widujemy z oczywistych względów. W sensie wina jest po mojej stronie. Jednak jak tylko jestem w Polandzie, to staram się spotkać. Dziś coś mnie tknęło. Przekręciłem do niego. Glos miał nieciekawy. Puszczony został w trąbę mianowicie. Kilka lat poszło się pierdolić. Za darmo. Jak znam życie, to po prostu pchnął ją w ramiona innego, gdyż wszystko było dla niego czarne lub białe i niczego nie rozumiał. Zupełnie jak w moim przypadku. Nie chce mi się dalej o tym pisać. Za bardzo mi przypomina mi to moje sprawy. Do tego nie wiem co mu powiedzieć. Coś powiedzieć będę musiał, ze względu na bardzo bliskie relacje. Hipokryzją będzie jeśli mu rzekną – trzeba żyć dalej. Abstrahując od wiecznego tematu. Dylemat przeżywam dość duży. Związany z odcinkiem szczęścia służbowego. Prawdopodobnie mam do wyboru globalny koncern, który we mnie zainwestuje i znów się wmontuję w świat korporacji. Praca w Polsce. Pewność zatrudnienia. Do biura z domu na piechotę. Perspektywy awansu, etc. Pociągające jest ta piechota. Poniżej 7 minut spokojnego spaceru. Z drugiej strony kolejny wyjazd na obczyznę. Jednak dla polskiej spółki (syndrom polskiej spółki jest akurat chujowy jak beret) Konkretne wyzwanie, ale bez pewności rezultatu. Dwa razy większa stawka, a potem to już tylko sky is the limit. Jakieś 70-80 tysięcy rocznie za fajerą. Stanowisko wysokie, wyżej się nie da. I kurwa sam nie wiem czego chcę. Tak rzadko mi się to zdarza. Tak łatwo zazwyczaj podejmuję decyzje. Tym jednak razem cierpię na niemoc decyzyjną. I kurwa tak bym chciał, żeby ktoś mi pomógł podjąć decyzję. I tak samo mocno zdaję sobie sprawę, że nikt tego za mnie zrobić nie może. Trochę myślałem o sznurze, z innych powodów. Pod koniec rozmyślań okazało się, że czysto teoretycznie. Chociaż ponoć droga właśnie wiedzie od teorii do praktyki.

bmp : :
mar 16 2007 Bez tytułu
Komentarze: 2

Te pięć rzeczy, co to o nich nigdy nie pisałem. Tak naprawdę nie wiem czy nie pisałem, ale nie chce mi się sprawdzać. Od chuja by było czytania.

a)      We filmie grałem kiedyś. Mały epizod. Nic do powiedzenia. Jedynym zadaniem było podłożenie bomby pod samochód.

b)      Mam dwóch młodszych braci. Każdy w innym kraju. Zdarza się, że każdy z nas żyje na innym kontynencie.

c)      Przynajmniej raz dziennie dzwoni do mnie ta sama osoba. Nie narzeczona, nie ojciec, nie matka. Mój kumpel, przyjaciel, współużytkownik jednej ławki w szkole średniej. Jeśli którego dnia nie zadzwoni, to prawdopodobnie będzie oznaczało, że czas na stypę.

d)      Mam uszkodzony słuch. Krwawa jatka na ulicy spowodowała, że prawe ucho ma sprawność właściwą osiemdziesięciolatkom.

e)      Jestem bardzo, bardzo nieśmiały. I tak samo bardzo umiem to maskować śmiałością.

 

Rekomenduję „Rehab” Wiktora Osiatyńskiego. To dla tych co będą chcieli poznać część mojej konstrukcji psychicznej. W znakomitej większości książka ta przypadkowo opisuje mnie. Wręcz idealnie opisuje.

Wyznaczam do tych pięciu rzeczy niejakiego Wierzejskiego Wojciecha, Czarneckiego Rycha, Uniwersalnego Kazia, Pawlaka Indianina Waldemara oraz Olina.

 

bmp : :
mar 10 2007 Bez tytułu
Komentarze: 2

Nie mogę się zgodzić z tezą, że się nie zmieniam. Otóż zmieniam się. Przytyłem na ten przykład trochę i w niektóre spodnie się już nie mieszczę. Parę kilo do przodu jest. Nie wiem skąd, bo tryb życia i dieta są cały czas takie same. Mordę mam trochę inną niż te kilka lat temu. Wiem, bo ostatnio znalazłem stare zdjęcia. Dodatkowo, gdy zabaluję to staram się następnego dnia stronić od balangi. Nie zawsze się udaje. W kwestiach zmian, to bliżej niż kiedyś jestem choroby alkoholowej. Nie to, że chleję codziennie na umór. Wiem jednak, że przekroczyłem magiczną granicę. Kilka lat systematycznego topienia smutków musiało się jakość odbić. Skoro rzecz przyjemna, bo robienie interesów na wschodzie przez pewnego człowieka z zachodu skończyło się alkoholizmem, to zapijanie swoich problemów prowadzi do tego jeszcze szybciej. Teraz już niczego nie zapijam. Za dużo lat minęło. Oczywiście dalej ją mam w pamięci. W innej jednak już tam jest ona formie niż kiedyś. Na odcinku szczęścia służbowego też są zmiany. Wyższe szczeble, większa odpowiedzialność i większa swoboda. Pewnie, że planowałem żyć inaczej. Praktyka mi się z teorią rozminęła. To się zdarza nawet w najlepszej rodzinie. Podobno. W zeszłym miesiącu przechodziłem tzw. kryzys urodzin. O krok bliżej od dębowego garnituru jestem. O ile kiedyś się tym wcale nie przejmowałem, o tyle obecnie nie jest mi to zupełnie obojętne. Pisanie zacząłem ze znanego wszystkim powodu. Znanemu tym wszystkim, którzy zadali sobie trud przeczytania całego tego mojego pierdolenia. Ten powód jest już bardzo mi odległy. Z kilku powodów. M.in. braku jakichkolwiek wieści, braku wspólnych znajomych, etc. Ja też przecież mam swoje życie, swoje kłopoty i na ich rozwiązywaniu się koncentruję. Życie z cały czas spakowaną walizką jest niezłym lekarstwem. Stąd moja mniejsza częstotliwość klepania w klawiaturę. Pijackie ekscesy i inne niezbyt mądre wyczyny, nie mogą być wedle mojego zdania rdzeniem tego pamiętniczka. A tych akurat doświadczeń mam prawdopodobnie najwięcej. Idę dzisiaj na Stare Miasto. Chyba z rok nie byłem. Korzystając z okazji, że akurat jestem w mieście rodzinnym, odkurzę moje wspomnienia. Wstąpię gdzieś na jednego, potem na drugiego. Pogadam z menelem. Pogadam z kimś przy barze i pójdę do kolejnego na kolejnego. Z przysłowiowym palcem w przysłowiowej dupie wprowadzę element baśniowy do szarej rzeczywistości.

bmp : :
mar 06 2007 Bez tytułu
Komentarze: 7

Był sobie ktoś, kto na nartach jeździł od czwartego roku życia. Im więcej miał na koncie przejeżdżonych sezonów, tym trudniej mu było sobie wyobrazić opuszczenie któregoś. W pewnym momencie zapragnął robić papiery instruktorskie. Niestety jak to czasem bywa nie spotkał się z aprobatą swego zachowania u egzaminatorów. Mimo świetnie przejechanego giganta. Miał wtedy osiemnaście lat. W grupie był wice mistrz Polski juniorów i mistrzyni Polski także juniorów. Czas miał trochę od nich lepszy. Ku ogólnemu zdziwieniu. Na dole szefowa komisji spytała: Dla jakiego klubu Pan jeździ? Dla żadnego – padła odpowiedź. Wielka szkoda. Tak na marginesie dodam, że jeszcze nie słyszałam tylu przekleństw w trakcie jednego przejazdu – zakończyła kierowniczka zamieszania konwersację. Egzamin został oblany. Chuj wie czy za przekleństwa czy inne wyczyny, których przez tydzień szkolenia się nazbierało. Do tematu papierów narciarskich już ów ktoś nie wracał. Dalej już tylko była jazda, z każdym rokiem bardziej na krawędzi. Do czasu. Zderzenie na stoku z winy drugiego użytkownika było przyczyną kilku operacji kolana. Dodatkowo uprawianie niektórych dyscyplin zostało surowo zakazane. I tak kilka lat minęło bez desek na nogach. Pucharowe nówki buty stały w szafie. Pucharowe narty w rogu pokoju. Kask na szafie wraz z goglami. Niedawno jednak forma wróciła i sytuacja była sprzyjająca. I tak od nowa na wielkim ogniu po stokach tego świata ów ktoś zapierdala. A but jak imadło trzeba przyznać. Po tygodniu stopy się deformują na pewien czas. Chuj jednak z tym – mówi ów ktoś, gdy kiwnięcie palcem powoduje reakcje narty. Sport musi boleć.

Zmęczony jestem. Średnio może z noc w tygodniu śpię w swoim łóżku. A będzie gorzej. Co mi kurwa do łba strzeliło, żeby tak żyć? Nie ma już kurwa odwrotu. Na pewno na razie. Czuję się osamotniony w moich działaniach. Przeżywam chwile zwątpienia. Pierwszy raz mi się to zdarza. Zwątpienia w samodzielność i umiejętność radzenia sobie. Nie wiem czy ktoś nie przesadził z wiarą w bmp. Pracodawca oczywiście. Nie trzeba przecież wyjaśniać, że kobiety to nawet nie podchodzą. Zresztą kto by kurwa chciał kogoś kto jak Japoniec robi siedem krajów w trzy dni?

 

bmp : :
sty 30 2007 Bez tytułu
Komentarze: 7

„Życie stawia przed nami ciągle nowe wyzwania.” Inaczej mówiąc, jebany scenariusz pisze sobie samo dla siebie nie uwzględniając potrzeb żywiciela. Niczym syn marnotrawny wróciłem do Kraju Nadwiślańskiego. W nocy jakoś dotarłem do domu. Po drodze stacja benzynowa, bo przecież nic do jedzenia w domu nie zostawiłem. Raport kasowy stanął mi jednak na drodze. Olałem więc zakupy i kazałem złotówie jechać dalej. Ku mojemu zdziwieniu lodówka chodziła. Byłem pewny, że ją wyłączyłem. W środku żarcie, którego nie zostawiałem. Matka, prawie staruszka (przywaliłaby mi za tą staruszkę) była uprzejma zatowarować melinę. Kilka dni później słyszę od niej – synu w lodówce u Ciebie znalazłam tylko pól butelki wódki i czekoladę. Nie mogłam na to patrzeć. Trzeba było nie patrzeć. W każdym bądź razie usiadłem w nocy po powrocie na kanapie. Puściłem muzykę, wysypałem wszystką gotowiznę na stół i wyszło tego równowartość 10120 dolarów hongkońskich. W związku z tym, że kurs bardzo niekorzystny, to kwota ta nie starcza jeszcze na bycie rentierem. Czas się zabrać do roboty. Wkrótce, bo jeszcze tego samego dnia przyszła propozycja. Znowu wyjazd. Bronię się kurwa jak mogę. Po pierwsze nie chcę wyjeżdżać. Wolałbym w ojczyźnie trochę posiedzieć. Jak do tej pory to ciągle – „Lądy i morza przemierzam, kulę ziemską z otwartym czołem. Polski mam paszport na sercu. Skąd pytam, skąd go wziąłem? A wziąłem go z dumy i trudu. Ze znoju codziennej pracy. Ze stali, z żelaza, z węgla. A węgiel to koks, to antracyt.” Po drugie do odwiecznych wrogów Polski mnie chcą wysłać. Tam gdzie kiedyś się płaciło walutą o symbolu DM. Chociaż to lepsze niż trafić do Moskwy. Miasta kurwy i szatana jak niektórzy mawiają. Za mną też pierwsze rozmowy rekrutacyjne. Sami kurwa nie wiedzą czego chcą. Tzw. HR manager czyli kierownik od personelu miała styl Kazimiery Szczuki. Nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Nie wiem jakie ja na niej. Na pewno jakieś. Szczególnie jak spoglądając w moje CV usłyszała, że karany jezdem. Dysonans biedaczka przeżyła. Bo kurwa wszystkiego się spodziewaj, to nie będziesz zaskoczony. W języku language nie mówila. Tak na moje oko. Sami nie wiedzą kogo szukają. Tak więc, żyję, lulki palę, tańce, Wyborcza i inne „pośredniaki”.

bmp : :
sty 12 2007 Bez tytułu
Komentarze: 2

Pierdolić Angel of Mercy. Zawsze w grze. Białe kołnierzyki poszły się kochać. Błękitnego nie mam. Umowny jednak czasem noszę. Czasy dowodzenia zostały mi dzisiaj przypomniane. Żal dupę ścisnął. I tylko pytanie się nasuwa - kiedy znów będzie na morzu? W maju będzie dwa lata jak ni chuja. Człowiek się kurwa gubi. Gówno płynące rowem melioracyjnym zwanym życiem zbyt bardzo człowiekowi zaprząta głowę. Mariaki Białomorskowy Flot pazdawiajut Mariaki Czornomorskowy Flor. Wielkimi przez szacunek dla Mariaków.

bmp : :
sty 02 2007 Bez tytułu
Komentarze: 7

Życzenia. Niech robota Was szuka. Tak jak mnie się to dzieje bez względu na miejsce przebywania. Mimo tego, że umiem nic. Niech kretyńskie pomysły się Wam w głowie nie pojawiają. Mnie się pojawiają, ale jakoś to przeżyję. Kilka dni temu np. dałem w pałę. Po pijaku wsiadłem do samochodu. Była gdzieś 0200. Zacząłem orać pole wielkości ok. 4-5 hektarów. Oranie jednak nie było gwoździem programu. To akurat umie każdy. Sięgnąłem dalej. Otóż w pijanym zwidzie postanowiłem brać drzewka na maskę. Nie wiem ile ich wziąłem, ale trwało to jakieś pół godziny. Po wszystkim wróciłem do suto zastawionego stołu. O dziwo chłodnica cała i szyba cała i reflektory całe. Cuda. Idąc dalej tym tropem – niech i Wam cuda się zdarzają. Przydaje się. Niech się nikomu żaden skurwiel na drodze w nadchodzącym roku nie trafi, niech ciśnienie organów z ciał jamistych zbudowanych będzie zawsze zachwycające jako i wilgotność została zachowana odpowiednia, niech piździele zawsze wesoło brzęczą w portfelach, niech na piwello i wódellę zawsze w kabzie będzie, niech z konowałami nikomu drogi się nie krzyżują, niech wątroba nie śmie się powiększać, niech wpierdol na talerzu zawsze będzie obfity, niech mordy będą wykrzywione w chińskie osiemnaście od nieustającego uśmiechu, niech bezpośredni przełożony nie wkurwia a pozostali niech się nawet nie ukazują, niech zwoje się skręcają miast prostować, niech włosy nie siwieją i nie wypadają a zmarszczki niech się same wygładzają (przypominam, że część z Was jest już powoli drugiego sortu), niech gra i trąbi zespół Kombi, niech gra i śpiewa zespół Mewa, niech gra i tańczy zespół z Komańczy, niech wyro nie będzie zajmowane w pojedynkę. I do tego to co chcielibyście, żebym życzył.

bmp : :
gru 23 2006 Bez tytułu
Komentarze: 4

Wesolych zycze. Non-stop kurwa w trasie.

bmp : :
gru 05 2006 Bez tytułu
Komentarze: 7

W niedzielę byłem w kościele. Wizyta nie spowodowana wiarą, ani żadną uroczystością. Po prostu przypadek spowodował, że musiałem się na chwilę pojawić. Czułem jak rogami (nie tymi jelenimi mam nadzieję) rysowałem strop w hall’u wejściowym. A ogon mój jest tak długi, że koniec został na zewnątrz i drzwi do kościoła nie mogły się domknąć. I jakiś dziwny zapach siarki czułem. Piorun mnie nie pierdolnął. Może wokół byli dobrzy ludzie? A może dlatego, że to były urodziny mojej byłej-przyszłej żony? Niezbadane są wyroki boskie.

bmp : :