Archiwum wrzesień 2005, strona 1


wrz 15 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2

Dziś udało wrócić się wcześniej. Pycha. Dzisiaj jednak jest ten dzień. A ten dzień znaczy, że właśnie kończę piwo. Po skończonym piwie, otworzę następne. I tak do wyczerpania ciemnych sił mocy. Ciekawe czy ktoś z różdżką między nogami budzi się w tamtym łóżku. Koniec pierdolenia. Czas na trąbkę.

bmp : :
wrz 13 2005 Bez tytułu
Komentarze: 6

Są takie okresy w życiu, gdy towarzyszące zmęczenie jest większe niż zazwyczaj. Boli każdy miesięń. Boli głowa od zbyt dużej ilości zbyt mocnych papierosów. Boli kręgosłup od zbyt wielu kilometrów za kierownicą. A wieczorem brakuje sił, żeby cokolwiek przygotować do jedzenia. Cokolwiek normalnego. Sił wystarcza na otworzenie kilku piw i wypaleniu kolejnych zbyt mocnych papierosów. Zbyt mocne papierosy mają jednak pewną zaletę. Wyostrzają zmysły. Lepiej nie palić. Jeśli jednak palić, to konkretnie. Jeśli żyć, to tylko na ostrej kurwie. Ostatnie trzydzieści dni naprawdę dają mi w dupę. Dużo wziąłem na siebie. To nie tylko życie zawodowe, choć większa to jego część. Jeszcze tylko kilka miesięcy i to się zmieni. Zakończy się kilka tematów, kilka spraw. Jako członek zarządu będę wiedział za co zapierdalam. Będzie klar. Potem będę leżał. Potem będę robił nic. Trzeba mieć trochę farta. Mam go ostatnio. Nie w każdej materii występuje, ale jest.  

bmp : :
wrz 11 2005 Bez tytułu
Komentarze: 7

Trzy lata tutaj jakoś zleciały. I nic mądrego ani nie zrobiłem ani nie wymyśliłem.

bmp : :
wrz 02 2005 Bez tytułu
Komentarze: 7

Jestem wykończony. Jedna firma, druga firma, budowa. Kazałem wypierdolić wszystkie ściany. Nie wiem kto to projektował, ale z pewnością nie ma o tym pojęcia. To musiał być człowiek bez koncepcji. Polubiłem natomiast garaż w nowym miejscu. Na tyle polubiłem, że któregoś dnia po zaparkowaniu zasnąłem w bryce jak dziecko. Widocznie trochę byłem zmęczony. Generalnie już się przyzwyczaiłem do mieszkania w samochodzie. Kolejny miesiąc minął, kolejny plan przekroczony. Kolejne dni takie same. Do nikąd to prowadzi. I guess so. Demony nie umarły. Nie umierają. Pewnie nie umrą. Czasem tylko przysypiają. Boli mnie znowu, to co zwykle. Nawet nie wiem do jakiego iść lekarza. Robiłem rok temu EKG i wszystko jest okej. Tak mówi badanie. A napierdala nadal. Kurwa, umrę młodo. Dzisiaj się upiję. Bez towarzystwa. Zwyczajnie na piwo byś ze mną poszła. Siedzę sam. W całym mieście tylko ja. Cała rodzina gdzieś w pizdu. Myślałem, że chociaż wpadnę na weekend do ojca. Okazało się jednak, że wziął na dzisiaj urlop i wyjechał pożeglować do niedzieli. Młodszy, krew z krwi za daleko, by się teraz spotkać. Znajomi na morzach południowych. Ze wspólnikami nie chce mi się spędzać piątku wieczór. Pozostało się upić. Tkwię w pierdolonych pętach, szarpię się i nie mogę się wydostać. Wczoraj powiedziałem wspólnikom, że na tyle mnie nic tu nie trzyma, że spokojnie mogę większość czasu spędzać w Północnej Afryce. Jeśli będzie trzeba, to tak uczynię. Na święta o charakterze rodzinnym będę przyjeżdżał i starczy. Nawet nie muszę wybierać. Kiedyś bym wybierał. Wybrałbym inaczej. Teraz niczego nie ma na drugiej szali.

Jadę sobie kilka dni temu, może tygodni. Nie wiem. Wszystkie dni zlewają mi się w jeden. Jadę sobie. Tory były. Kutafon zastanawiał się na przejechaniem za długo. Jak dla mnie za długo. Lewy kierunek i wyprzedzam. Pedał miał widocznie kompleks małego chuja i zaczął się ścigać. Z przeciwka wyskoczył Transit. Było już dobrze ponad złoty. Na hamowanie za późno. Zacząłem kombinować czy zepchnąć chuja do rowu czy wejść między dwie bryki w miarę symetrycznie i zwyczajnie spowodować karambol bez ofiar. Żadne z rozwiązań nie zostało zastosowane. Ku mojemu zadowoleniu pojawił się przystanek PKS po lewej stronie jezdni. I tak się akurat przez przypadek złożyło, że nie stał tam autobus. Jakieś pięć metrów przed Transitem zjechałem na pobocze, a potem na przystanek. Nie zwalniając wróciłem na jezdnię. Trochę zimnej krwi, trochę farta, trochę nic do stracenia. Taka mieszanina pozwala przeżyć. Ja zawsze gram. Prawie zawsze.

 

bmp : :