wrz 02 2005

Bez tytułu


Komentarze: 7

Jestem wykończony. Jedna firma, druga firma, budowa. Kazałem wypierdolić wszystkie ściany. Nie wiem kto to projektował, ale z pewnością nie ma o tym pojęcia. To musiał być człowiek bez koncepcji. Polubiłem natomiast garaż w nowym miejscu. Na tyle polubiłem, że któregoś dnia po zaparkowaniu zasnąłem w bryce jak dziecko. Widocznie trochę byłem zmęczony. Generalnie już się przyzwyczaiłem do mieszkania w samochodzie. Kolejny miesiąc minął, kolejny plan przekroczony. Kolejne dni takie same. Do nikąd to prowadzi. I guess so. Demony nie umarły. Nie umierają. Pewnie nie umrą. Czasem tylko przysypiają. Boli mnie znowu, to co zwykle. Nawet nie wiem do jakiego iść lekarza. Robiłem rok temu EKG i wszystko jest okej. Tak mówi badanie. A napierdala nadal. Kurwa, umrę młodo. Dzisiaj się upiję. Bez towarzystwa. Zwyczajnie na piwo byś ze mną poszła. Siedzę sam. W całym mieście tylko ja. Cała rodzina gdzieś w pizdu. Myślałem, że chociaż wpadnę na weekend do ojca. Okazało się jednak, że wziął na dzisiaj urlop i wyjechał pożeglować do niedzieli. Młodszy, krew z krwi za daleko, by się teraz spotkać. Znajomi na morzach południowych. Ze wspólnikami nie chce mi się spędzać piątku wieczór. Pozostało się upić. Tkwię w pierdolonych pętach, szarpię się i nie mogę się wydostać. Wczoraj powiedziałem wspólnikom, że na tyle mnie nic tu nie trzyma, że spokojnie mogę większość czasu spędzać w Północnej Afryce. Jeśli będzie trzeba, to tak uczynię. Na święta o charakterze rodzinnym będę przyjeżdżał i starczy. Nawet nie muszę wybierać. Kiedyś bym wybierał. Wybrałbym inaczej. Teraz niczego nie ma na drugiej szali.

Jadę sobie kilka dni temu, może tygodni. Nie wiem. Wszystkie dni zlewają mi się w jeden. Jadę sobie. Tory były. Kutafon zastanawiał się na przejechaniem za długo. Jak dla mnie za długo. Lewy kierunek i wyprzedzam. Pedał miał widocznie kompleks małego chuja i zaczął się ścigać. Z przeciwka wyskoczył Transit. Było już dobrze ponad złoty. Na hamowanie za późno. Zacząłem kombinować czy zepchnąć chuja do rowu czy wejść między dwie bryki w miarę symetrycznie i zwyczajnie spowodować karambol bez ofiar. Żadne z rozwiązań nie zostało zastosowane. Ku mojemu zadowoleniu pojawił się przystanek PKS po lewej stronie jezdni. I tak się akurat przez przypadek złożyło, że nie stał tam autobus. Jakieś pięć metrów przed Transitem zjechałem na pobocze, a potem na przystanek. Nie zwalniając wróciłem na jezdnię. Trochę zimnej krwi, trochę farta, trochę nic do stracenia. Taka mieszanina pozwala przeżyć. Ja zawsze gram. Prawie zawsze.

 

bmp : :
qe?
07 września 2005, 01:12
remont powiadasz..pewno, jak zycie wkurwia to czemu sobie jeszcze nie trzasnac strzala miedzy oczy ;
05 września 2005, 23:55
kiedyś i nam zagrają
05 września 2005, 21:16
prosze natychmiast rozpocząć terapię
zrozum - brakuje Ci bliskości, której ktoś Ci kiedyś pożałował w dzieciństwie, a to wielka krzywda; dopóki sobie tego przy pomocy dobrego specjalisty nie poukładasz, będzie cały czas źle i co raz gorzej, to że jesteś inteligentniejszy od specjalisty, to nie znaczy, że nie może Ci pomóc - jesteś również inteligentniejszy od gościa, któy układa Ci kafelki w mieszkaniu
03 września 2005, 10:55
skandynawia lepsza od afryki!
03 września 2005, 08:29
....do lekarza!... tego od serca ...
jędza
02 września 2005, 20:37
... jak zwykle igrasz z ogniem... oby te gry zawsze kończyły się bezkolizyjnie...
02 września 2005, 19:19
Co ty kurna porabancu... nie masz hamulcy w samochodzie...nigdy nie wyprzedzam tak by nie moc zachamowac... no chyba ze sobie glowe miedzy nogi wsadze i nie patrze na jezdnie tylko na kawalek pasty do zebów co mi upadla na buty...ale z drugiej strony ciezko wyprzedzac jak sie niepatrzy na jezdnie... troche to ryzykowne... inaczej jak sie komus \"sens zycia według monty jego Ego\" tak dal do wiwatu ze sie chce zabic... Zagraj sobie w queja gosciu zfraguj kilku kolesi to ci przejdzie :D

Dodaj komentarz