Archiwum 07 kwietnia 2003


kwi 07 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

Świadomie odmówiłem dzisiaj wyjścia do knajpy, nawet tej najbliższej. Spojrzałem dzisiaj do lustra i okazało się, że wracam do normalnego wyglądu. Żadna fizyczna dolegliwość mi dzisiaj nie dokuczała. Chociaż tyle. Trochę się obawiam powtórki z rozrywki w nadchodzący weekend. W planie urodziny dawno niewidzianej osoby oraz zebranie organizacyjne załogi. Może być ciężko. Postanowiłem trochę przytyć. Udało mi się przez weekend zebrać trochę kilogramów i oddaliłem się od rekordu. Jak na prawdziwego faceta przystało ważę całe 63,5 kilograma. Kiedyś, dawno ważyłem pod 70 i taka wartość jest docelowa. W związku z tym opędzlowałem cukierki Dumle pod Colę, a ponieważ dzisiaj jadłem tylko kawałek pizzy i dwie malutkie kanapeczki, to przygotuję sobie obiad. Nie ma to jak obiad w okolicach północy. Zima zaatakowała ze zdwojoną siłą. Z lenistwa nie zmieniłem opon na letnie. Chociaż kurwa z lenistwem mi się układa. Nie wiem kurwa dlaczego się coś innego nie ułożyło. Po chuj ma się człowiek starać jak nic z tego nie ma, jak tylko dostaje po dupie, tak że nie może siedzieć, bo albo stoi przy barze albo leży zalany. Pepe siedzi teraz i się śmieje, że jestem pajac, że próbowałem coś odgrzać a ona się po prostu dobrze zabawiła i dowartościowała, że jednak ciągle pamiętam i nie mogę sobie darować. Kretyna z siebie zrobiłem rzadkiego. Rzadki jestem. A ja ciągle kocham Pepe. Boże jakbym ją chciał przytulić, ucałować, pogłaskać i żeby zasnęła z głową na mojej piersi objęta moją ręką. Przykryłbym żeby nie zmarzła. Zdjąłbym zegarek i okulary, a następnie położył te rzeczy pod łóżko. Zgasiłbym lampkę i jeszcze raz sprawdził czy nie zmarznie. Nastawiłbym budzik w telefonie i on też powędrowałby pod łóżko. W ciemności gotowy do snu porozmyślałbym jak mi jest dobrze i powoli zasnął. Ale jest inaczej, jest chujowo. Nie ma tego. Jest bardzo chujowo, ciągle ta sama tęsknota i brak realizacji moich myśli. Kurwa jego pierdolona mać. Nie ma tego i może nie być pozostałych rzeczy. Na razie panuję – tak mi się wydaje, ale chuj wie jak długo. Jak będzie potrzeba to zegarek pójdzie do lombardu, telefon też, a i okulary można nosić tańsze. I już wszystko będzie inaczej. Na platerową, składaną ramkę ze zdjęciami też się znajdzie amator (no może nie na same zdjęcia). Pierdolę teraz jak potłuczony, ale zły jestem i dość mam tego wszystkiego. Męczę się. Humor mi skutecznie spierdolił. Gdzie jesteś kutasie?   

bmp : :
kwi 07 2003 Bez tytułu
Komentarze: 4

Jest niedziela, północ i malkontent powraca. Wróciłem do domu po pięciu dniach nieobecności. Źle się czuję. To już trzeci dzień bez formy. Boli mnie wątroba, żołądek. Kłuje mnie pompka. Kłucie to tylko dzisiaj. Cierpię na brak mocy. W sobotę myślałem, że to moja końcówka, a jeszcze czterysta kilometrów było do zrobienia i zapierdol przy remoncie łódki. Podtrułem się jakimś chemoutwardzalnym świństwem, ale na czas wstrzymałem prace i długo nie cierpiałem. Powrót do domu to ciągła walka ze snem za kierownicą. Wygrałem. Przyjechałem do miasta i sen uciekł. Poszedłem do knajpy. Nie piłem. Poszedłem jako kierowca, więc pozostałem przy dwóch fantach. Łeb mnie boli. Czas na emeryturę. Humoru brak. Gdzieś spierdolił i nikt nie wie gdzie się podziewa. Niektórzy wiedzą, ale nie chcą mówić głośno, bo mnie szlag trafi. Niedziela była tak samo chujowa jak poprzednie dni. Od trzech dni kładę się z nadzieją, że rano będę się już dobrze czuł i chuj z nadzieją. Widocznie sprawdza się, że jest ona matką głupich. Dzisiaj udało mi się wyszarpać całe siedem godzin snu. Dobry wynik jak na ostatnie czasy, ale śnięty chodzę równo. Dochodzę do wniosku, że grałem w jakąś nieznaną grę i nikt mi nie wytłumaczył reguł. Prócz nieznajomości reguł przeciwnik grał znaczonymi kartami, a ja siedziałem tyłem do lustra. Nie wiem czy to nie był tylko bluff z jej strony. Ta cała sytuacja gównem mi podjeżdża. Ktoś się zabawił moim kosztem, a ja mimo tego nie mogę sobie darować. I nie jestem wściekły na nią. Zły jestem na sytuację, która sobie zaistniała, zły jestem na brak skuteczności, zły jestem że wietrzyłem szansę, że zrobiłem sobie nadzieję, że zabrakło wyrachowania i zimnej kalkulacji, że nie potrafiłem utrzymać dystansu do sytuacji – nie bolało by tak. Jest mi po prostu kurewsko przykro. Niechęć mnie ogarnęła. Poszedłem dzisiaj pograć w jedną barową grę. W tle leciało Dire Straits, które bardzo lubię plus jeszcze kilka innych fajnych kawałków. Dzisiaj nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Dziwne. Tak to kurwa jest jak zarozumiały, rozpuszczony kutafon nieszczęśliwie się zakocha.  

bmp : :