Komentarze: 3
Szukałem wyroku. Drukowanej jego wersji. Jednego z tych, które mi zostały „dostarczone”. Takiego wyroku, co to go niesłusznie otrzymałem. Mam takie miejsce gdzie tego typu rzeczy zazwyczaj trzymam. Takie, do których wracam maksymalnie rzadko. Wyroki. Stare zdjęcia, które szkoda wyrzucić i tak samo przykro je oglądać. Świadectwa tam można znaleźć i stare indeksy. Dyplomy. Dawno otrzymane pocztówki. Właśnie sobie uprzytomniłem, że z dziesięć lat nie dostałem pocztówki. O, kurwa – szpetnie zaklął bosman. Stare legitymacje też tam są. Brak jednak partyjnych, gdyż za młody na Heroda jestem. Mydło i powidło. I ten wyrok zachciało mi się znaleźć i trafiłem otwieraną, srebrną ramkę z dwoma zdjęciami. Nawet nie pamiętałem, że coś takiego istnieje. Po lewej ja. Po prawej Przyczyna niniejszego blogusia. No do chuja Wacława, aż mi się ciepło zrobiło. Tylko na chwilę. Dobrze, że to już tyle lat. Wrażenie jednak nieprzyjemne. Zamknąłem na cztery spusty. Następne otwarcie, gdy będę wkładał następny wyrok. A to z kolei się pewnie szybko nie zdarzy. Taką mam nadzieję. Chociaż pewności mieć nie można. Na przykład ostatnio było tak: policja, żandarmeria, spadochroniarze z elitarnej, zawodowej jednostki bojowej. Do tego kamizelki kuloodporne, MP5 Heckler & Koch, pałki, noże, latające krzesła. Zeznania w języku, którego nie znam. Następnie ucieczka z miasta tuż nad ranem. Ucieczkę wspierali spadochroniarze i policja. Zgryz mam trochę inny niż przedtem. Nie widać, ale jest inny. Czuję, że jest inny. Szczególnie na jedynkach. I szramę nową na plecach zdobyłem. Rzadko chodzę w kostiumie kąpielowym lub z dekoltem na plecach, więc nie rzuca się w oczy. W szerokim gronie nie opowiadam co się wydarzyło. Wstyd, że się dałem wciągnąć w taką sytuację. Po drugie nikt nie uwierzy. Powiedzą, że konfabuluję. Ojcu opowiedziałem. Uwierzył. Przećwiczyłem moich rodziców przez te lata na tyle mocno, że wierzą. Matce części szczegółów oszczędzam. Ojciec wie więcej. W końcu po kimś to muszę mieć. I bardziej obstawiam Starego. Tyle, że jego wyczyny potęgami traktuję. Pozostało osiemdziesiąt procent tygodnia pracy. Jutro wieczorem będzie już tylko sześćdziesiąt. Zatem niech te najbliższe dwadzieścia procent będzie mgnieniem oka.