Archiwum 26 czerwca 2008


cze 26 2008 ...
Komentarze: 4

 

Sto trzydzieści koni na tylnych łapach. Sześć garów. Tysiąc kilo wagi. Bez dachu. W głośnikach szanty. Albo AC/DC. Do tego męski uniform wizytowy i powiewający sobie krawat. Trzeba mieć styl. Pan kerownik zamieszania. Hehe. Full dresiarstwo i lans. Co mi tam jednak? Się żyje raz. Nonkonformizm jest w cenie. Przynajmniej w moim cenniku. Ze świateł odchodzę pierwszy. A wszystko z piosenką na ustach. I nie ma takiej dupy, która by się nie obejrzała. Wiadomo, że żadna nie zwraca uwagi na status majątkowy. Tylko kurwa jakoś tak bywa, że im lepiej skrojony i lepszy gatunkowo garnitur w parze z dobrą bryką, to jakoś się częściej oglądają. A ja na to: „gaz do dechy i wypuszczam czad…”. Chuja się bowiem za taką obejrzę. Jestem i już mnie nie ma. Jak królik z kapelusza. Się tańczy, się żegluje, się nadużywa alkoholu i tytoniu.  I się pierdoli wszystko wokół. Nic nie ma znaczenie wobec miliardów lat ziemi.