Komentarze: 3
Na eliminacjach do mistrzostw świata zajęliśmy ostatnie miejsce. Za to piliśmy najlepiej. Ekipa z najsilniejszymi papierami. Sami instruktorzy na pokładzie. Na podusmowaniu, już w sali konferencyjnej, dostaliśmy największe brawa. Za bezprecedensowe i bezkompromisowe podejście do zawodów. Brawa jednak były tylko od konkuretnów. Orgaznizotorzy nie byli zachwyceni. Nawet próbowali nam zabronić wyjścia z portu na oficjalny trening. Niby nie byliśmy w stanie. I tak wyszliśmy w morze. Po powrocie, manewr wykonany w basenie portowym, spowodował wizytę właściciela sprzętu. Otóż ten gość rzekł - po tym numerze możecie pływać w każdym stanie. Może trochę przedobrzyliśmy i trzeba było spróbować wygrać. Nawet z perspektywy czasu nie jestem w stanie tego ocenić. I tak było fajnie. Np. byłem uprzejmy dać w trąbę i obudzić się w nieznanym mi hotelu dwa miasta dalej. Obudziłem się koło siódmej i zszedłem do recepcji (Novotelu jak się później okazało). Pytam się Pani recepcjonistki w jakim mieście jestem. Ona podała nazwę tego miasta i lekko byłem zaskoczony. Poprosiłem o szybkie piwo i telefon po transport. Jak zwykle zdążyłem w ostatniej chwili. Sprawdzałem również szczelność sztormiaka w fontannie na głównym deptaku. Okoliczni mieszkańcy byli pod dużym wrażeniem. I mam takie wrażenie, że zwycięzcy nie zapisali się tak bardzo w pamięci pozostałych załóg, jak my. Do tej pory mam gdzieś kompletną listę mailingową. I nikogo nie musiałem namawiać, żeby dał mi swój mail oraz nr tel. Nie było niestety czasu podtrzymywać znajomości. Odległości za duże. Poza tym każdy zapierdala na kieliszek chleba. Zawody. Hehe.