Komentarze: 3
Polazłem do zaprzyjaźnionej knajpy. Jest ich już tyle, że nie wiem które są bardziej user friendly. W każdym bądź razie jak to zwykle bywa spotkałem znajome twarze. Znajoem od piętnastu lat. Oczywiście zostałem zaproszony do stolika i alkohol przede mną nagle się zmaterializował. Jak to się dzieje? Nie mam pojęcia. Towarzystwo to może nie doliny społeczne, ale niziny z pewnością. Powitali mnie przypominając mi o lecie 2001, tam gdzie ich spotkałem i w tym samym czasie poznałem Pepe. Wspaniała sytuacja. Pepe ma jutro urodziny, to też zajebiste. Niestety kurwa to nie ja będę jej towarzyszył w tym dniu. Takie już to życie jest. W związku z tym być może elegancko się poniżę w jakimś lokalu. Mówiąc dokładnie, zapierdolę się jak ta lala. Wariat jestem. Wiem.
Potrzebuję partnerki. Nie jako substytutu, bo to bez sensu. Nie jako obiektu seksualnego, bo to nie o to chodzi i z tym nie ma problemu. Potrzebna po to, żeby była. Potrzebna po to, żebym ja mógł coś dać od siebie, żebym wiedział, że ktoś się cieszy jak wracam, jak mnie widzi, żebym ja się cieszył jak wracam. Tak może się kiedyś stanie. Być kurwa może.
Kiedyś znowu będę grał ostro i "północno-wschodni pięć do sześć będzie mnie bajdewindem nieść".