Komentarze: 5
Tak, wszystko się dzisiaj pierdoli, jak króliki przez caly rok. Nawet nasza wspaniala gielda też chujowo stoi (na pewno, przecież gielda to ona - no ta gielda). Wszystkie one mnie zawodzą. Przeglądarki internetowe też. Znowu one. Nic nie wychodzi tak jak powinno wychodzić. Jest takie stare, chińskie porzekadlo: Jak się ma coś spierdolić, to się napewno spierdoli i jeszcze pare innych rzeczy też się spierdoli. Albo inaczej: Jak ma się coś spierdolić, to wszystko się spierdoli.
Jak mówią slowa znanej piosenki: "Teraz trochę więcej piję, trochę więcej palę". Z paleniem to nawet może dużo za dużo, ale jebać, jebać, jebać, moja sprawa. I niech nikt się tym nie interesuje, bo nie slyszalem, żebym komuś zlecil napisanie mojej biografii. A z piciem to nie dam się komuś wpędzić w alkoholizm. Fakt, że alkohol to najlepszy przyjaciel czlowieka, ale jeżeli chodzi o mnie, to ja w palę daję już tylko w weekend. Takie postanowienie. W tygodniu za dużo obowiązków, ale wynagrodzę sobie w piątek wieczorem. W jakimś przyzwoitym i drogim miejscu poniżę się, obrzygam kelnera, bar, a potem odleję się na szatniarza. I chuj wam w dupę. Bo jak ja się bawię, to ja się kurwa dobrze bawię. A wracając to kobiet. Mam jeszcze jedno doświadczenie. Pamiętam kilka lat temu prowadzalem się z jedną calkiem, wydawalo się wtedy, spoko panną. Modelka, Mediolan, figo fago rajstopy. Zapewniany o uczuciu bylem wielokrotnie. Ale chuj się stal. Musialem na dwa lata wyjechać, jednakże przyjeżdżalem w odwiedziny. Nic to już jednak nie znaczylo. Znowu zostalem pocięty w kutasa. Jak tu po tylu różnych akcjach zaufać? Nie da się. Nie ufam ludziom. Nowo poznana osoba to kutas, a dopiero potem musi wkraść się jakoś w laski (dalej się jebie to "eu" i wychodzą jakieś kretyńskie zdania). Nie ma dla mnie baby. Ja chyba mam jakieś chore wymagania, jakiś spaczony wizerunek świata.
Życie jest opór. Mam wszystko, a czuję się jakbym nie mial nic. I mam obsesję, jakąś pierdoloną, koszmarną obsesję. Ja mocno stąpający po ziemii, ostatnia nadzieja polskiej gospodarki, kreatywny, pomyslowy, szukający nowych rozwiązań, walczący do końca, nigdy się nie poddawający, porywczy, lecz potrafiący się opanować. Mam obsesję nierealizowania się, i że mogę zawieść. Nawet nie otoczenie, ale samego siebie. Ale chuj z tym. Co to blog robi z czlowieka? Nigdy się tak nie uzewnętrzniam, a przynajmniej nie w takich dawkach (dawki prawie śmiertelne), a tu kurwa wypisuję tyle rzeczy. Chyba mnie pojebalo do końca. No nigdy nie czulem się do końca normalny, nie czulem się taki jak wszyscy, ale teraz to już jest jakaś pierdolona skrajność. Może jestem schizolem. Nie, nie jestem. Tak sobie pierdolę palacami po stole.
Tak przyznaję się. Pilem za dużo. Pilem jeden dzień, drugi, trzeci, potem tydzień, dwa, trzy, miesiąc, dwa, potem nie pamętam, ale nie bylo to dlugo. Fajny to byl stan. W ciągu dnia niestety kac moralny i fizyczny, ale za to wieczorem znowu bylem na fali, znowu wszystko mi odpowiadalo, znowu bylem wojownikiem i mialem w dupie, a potem przychodzil ranek i z tego wojownika zostawalo dużo, ale wystarczalo tylko na starcie ze światem zewnętrznym. Nie starczalo go na życie osobiste. Co zrobić? Takie życie. Ktoś tam mnie posądzal o alkoholizm, ale pierdolil. Ja wszystko kontroluję, prawie wszystko. Nie potrafię tylko nad sobą zapanowąć jak ktoś mnie w chuja tnie do kwadratu. A jeszcze rok temu wsazystko wyglądalo jak z obrazka. Siedzialem sobie gdzieś nad Morzem Arabskim w basenie, pod palmą pilem Pina Colada i mialem wszystko w dupie. Wszystko się ukladalo doskonale. Sprawy w kraju w najlepszym porządku. Super passa. I kurwa nie wymagam takiej super passy, ale choćby malą jej część, malą, malutką.
Ahoj żeglarze. A choj was to obchodzi.