Archiwum styczeń 2008


sty 31 2008 ...
Komentarze: 2

Siedzę sobie w biurze. W tym, co w nim bywam z raz na kwartał. Bo przecież nie ma czasu. Kalkulacje od rana miałem robić. Na przeszkodzie mi jednak jak zwykle coś staje. Z rana w hotelu przy autostradzie okazało się, że szkolna wycieczka okupuje salę śniadaniową. Nie było gdzie usiąść, więc poszedłem palić cygarety i odbyć poranne rozmowy telefoniczne. Że niby dowiedzieć się, że jestem w łodzi. To wiedziałem. Ale kurwa, na którym oceanie i która jest godzina? Beztroska gówniarzy mnie melancholijnie nastroiła. Myśli pobiegły do tamtych czasów, kiedy nie trzeba było. Do czasów, gdy wchodziło się w świat z olbrzymim zaciekawieniem. Kiedy wszystko było nowe a człowiek pełny ideałów. Życie potem to weryfikuje. Najlepiej, gdy dzieje się to jak najpóźniej. Zazdrościłem z rana gówniarzom tego podniecenia związanego z odkrywaniem. Dotarłem do biura spóźniony. Dobiega 1200 i ten co miał dzisiaj ze mną liczyć i kilka spraw załatwić jeszcze nie dotarł. Nie ma to jak szanować robotę, być sumiennym i pracowitym. Wchujograjcą jest pierwszej wody sukinkot. Choć i mnie się przez ostatni miesiąc zdarza walić w pręta. Na ten przykład dzisiaj zrobię sobie tylko 300 km zamiast jechać do końca, do wschodu słońca. Nie chce mi się bowiem iść na przebój strasznie. Wczoraj dotarłem do hotelu po dywaniku o 2105. W sensie check-in robiłem o tej godzinie. I chyba już coś mi się we łbie pierdoli. Złapałem się bowiem na tym, że strasznie jestem zadowolony, że tak wcześnie się udało skończyć dzień. Punkt widzenia widać, że potrafi się mocno zmienić. Z dywanu nic nie wynikło. Spodziewałem się tego, gdyż wypierdolić mnie nikt nie chce, więc nikt nawet nie mruknie. Dowiedziałem się, że już nie tylko mam działać na całym kontynencie (na co troszkę mi czasu zaczyna brakować; niedużo brakować, ale brakować). Znowu mi się rozszerzyły obowiązki o kolejny aspekt działalności. Tyle, że nic o podwyżce nie słyszę. A to kurwa w parze iść powinno. Chyba, że ja kurwa mam fałszywe pojęcie. Życie osobiste sprowadza się do świąt o charakterze rodzinnym. To chyba kurwa coś w zamian powinienem otrzymać. Małe miśki mają bardzo ciężko. Tytuł sobie nowy pierdolnę na wizytówce – KAUM. Co można łatwo przetłumaczyć – Key Account Universe Manager. To jeszcze maks kilka miesięcy, gdy pierdolnę kwitami w biurko kierownika zamieszania. Poczekam aż trafi się coś ciekawego. Tak jak baby do domu pierwszej lepszej brać nie można, tak robotę również z rozmysłem wybierać należy.

sty 27 2008 ...
Komentarze: 4

Z roboty mnie wypierdolić nie chcą. Choć robię wszystko, żeby mnie zwolnili. Walę w chuja, obijam się, przestałem robić wyniki. I chuj, ciągle nic nie słyszę o wyjebaniu mnie. Martwi mnie to, gdyż niekomfortowo się czuję składając wypowiedzenia. Jakoś mi głupio w takich momentach. Z kina wróciłem i w domu u siebie siedzę. Sam byłem. Każdy dmucha w domowe ognisko o tej porze w niedzielę, więc nic innego mi nie pozostaje jak samemu się na mieście pokazywać. Ostatnie 36 godzin w domu. Kurwa, wyć mi się. Muszę już wyjechać. Ech. Ile tygodni albo miesięcy to potrwa? Nie znam odpowiedzi. Oczywiście tryb poszukiwania pracy zmieniłem. Z ekstensywnego na intensywny, ale to nie takie kurwa proste. Zresztą z samych filmów każdy to wie. Zanim bowiem pierdolone haery ruszą dupę i odpowiedzą, że mimo wysokiej oceny moich osiągnięć zawodowych mam spadać na drzewo prostować banany, to minie iks miesięcy. To też wiem z samych  filmów. Wino piję sobie. Wódy jakoś mi się nie chce. Cuda panie, cuda.

sty 25 2008 ...
Komentarze: 7

Dzień pracy miał siedemnaście godzin. Boli mnie kręgosłup, lewe biodro i żołądek. Manti popijam browarem. Browarem dopiero tera, gdyż wszedłem do domu minut temu sześć. Spotkanie trwało siedem godzin. Trzy osoby. Spotkanie w języku niemiecko-angielsko-węgiersko-rosyjsko-polskim. Jakaś kurwa masakra. Jestem zwyczajnie, najzwyczajniej w świecie wyjebany. „…I jedno wiem. Ten rejs wpisałem w moje dni. Bo przyjdzie czas, że popłynę z Tobą. Będziemy dzielić  spleśniały chleb na pół. A gdy śmierć zechce nas porwać w otchłań słoną zaufaj mi do kresu sił.” Jeszcze nie wiem kim ona jest. Ani jak ma na imię. Wiem jednak, że popłynę.

sty 22 2008 ...
Komentarze: 4

„Na chuj mi kurwa Twoje kwiaty
Na chuj mi kurwa Twoje łzy
Na chuj mi kurwa te dramaty
Na chuj mi kurwa jesteś Ty!

Więc nie wylewaj łez
Proszę cię najgoręcej
Spierdalaj jak najprędzej
Kochana ma... (bis)” - pomyślał sobie ktoś a adresatem byłem ja.

Dość tej obsuwy, spluwy czyść
Wszak trzeba jeszcze dalej iść
Niech buchnie ogień, huknie grom
Niech płonie trędowatych dom
Zamglony świat niech zetnie mróz
Na niebie świecił będzie i tak Wielki Wóz
A kurwom wędrowniczkom
Popioły, zgliszcza pył i gruz
A kurwom wędrowniczkom
Popioły, zgliszcza, gruz” – myślę sobie ja.

Jestem gdzieś na tzw. końcu świata. Miejsce bez zbytniego nadużycia mogłoby nosić nazwę „Nigdzie”. Jutro kończą mi się przeciwbólowe. I tego się obawiam. Tak mnie proszę księdza w krzyżu łupie. Starość i za dużo ostatnio wrażeń daje mi się we znaki. I tryb życia zapewne. Oddechu na fulla brać nie mogę, bo mi się kurwa słabo robi. Oczywizna jadę na profesjonalnych przeciwbólowych, choć to nie mój ulubiony tramal. Najpierw próbowałem się obejść bez wspomagania, ale kurwa. Każdy kamień na drodze czułem w kręgosłupie. Odpuściłem więc sobie bohaterstwo. Niestety stan wyższej konieczności powoduje, że nie jestem odpowiednio doposażony w piguły i od jutra rano będę się czuł jak szmata. I tak do piątku aż mnie pan lekarz z łaski swojej wyratuje. W świecie ludzi głupich i zdrowie lubi się spierdolić. "Przed chwilą o tym śniłem, że na jakimś dworcu wszystko zostawiłem ..."

sty 15 2008 ...
Komentarze: 7

Ostatni raz się upijam z tego powodu. Właśnie teraz. Symulując pracowanie. Profanując tę czynność czy też pozorując. Czasownik do wyboru. Dla mniej wrażliwych – pierdoląc obowiązki służbowe w dupę z całej siły. Oczywiście na telefonie wiszę cały dzień. Jak jednak wiadomo mamy początek roku i w mojej branży chłopaki w styczniu bardzo wolno się rozkręcają. Trafiłem na nasza klasę. Tylko ludzie głupi się łudzą. Się łudziłem. Tyle lat się łudziłem. Do dzisiaj. Dzisiaj game is over. Dziecko, mąż lub konkubent. Oczy mnie raczej nie zawodzą choć wzrok wspomagam. Kurwa jak zabolało, gdy zobaczyłem wnętrze, w którym kiedyś byłem pożądaną osobą. Z drugiej jednak strony poczułem jakąś ulgę. Nie ma już o co walczyć. Piję więc ostatni raz z tego powodu.  Odpuszczam. Będę pamiętał, ale już tylko dla siebie. Już się nigdy nie pojawię. Niedawno jeszcze próbowałem się przypomnieć. O efekcie nie trzeba wspominać. Zmieniam kraj, pracę, nr telefonu. Więc do namierzenia nie będę. I tego się będę trzymać już zawsze. W stanie już wskazującym jestem i dzwoni mi tu jakiś „bizmesmen”. Odbyłem krótką rozmowę w stanie nieważkości przy zastosowaniu języka language. Oczywiście z sukcesem. Tylko to pozostało. Umiem się na śmierć zaharować. Jedyne co umiem i co wychodzi. Zgorzkniały ze mnie cynik się stał przez te parę lat. Żałuję tego. Jakby co, to do zobaczenia w piekle. Game is fuckin’ over.

sty 14 2008 ...
Komentarze: 7

Życiowy rekord mam na koncie kolejny. 4300 km od poniedziałku do piątku. Na spotkanie zamiast tysiąc pincet zrobiło się 1750 w jedna stronę. Nie oszacowałem należycie możliwych warunków pogodowych, jakości dróg i niezniszczalności swego organizmu. Kraj wyjścia przez 500 km olewał mnie strumieniami deszczu. A tuż przed granicą marznącą mżawką. Co jednak mogłem zrobić? Rura. Zamknięta szafa i modlitwa. Przecież termin spotkania umówiony i rzecz to święta. Pierwszy kraj tranzytowy był uprzejmy powitać mnie lodowiskiem i silnymi opadami śniegu. Ciężko szafę domknąć było, więc nie domykałem. Dopiero tuż przed kolejną granicą zapaliłem awaryjne, przeciwmgielne i doszedłem do czerwonego pola na piątce. Drugi kraj tranzytowy szykował jeszcze przyjemniejszą niespodziankę. Widoczność spadła do jakichś 70 metrów. Mgła pierdolona. Na zegarku widziałem, że zaczynam przegrywać z czasem. To zastosowałem metodę na nawigację. Inaczej mówiąc lecisz nocą we mgle złoty osiemdziesiąt i jeśli chcesz wyprzedzać to po pierwsze się wychylasz by sprawdzić czy naprzeciw czyichś przeciwmgielnych nie widać. Jeśli nie to znaczy, że albo nikt nie nadjeżdża albo jest zakręt którego nie widać. Wtedy rzut oka na nawigacje i od razu robi się wszystko jasne. W kraju docelowym drogi nie istnieją. I tak o godzinie pierwszej w nocy zorientowałem się, że mam jeszcze 700 km do celu. Stwierdziłem, że pierdolę po kilkunastu godzinach jazdy taką odległość i zatrzymałem się spać w hotelu. Rano telefonicznie przełożyłem spotkanie o 24 godziny. Nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło. Potem już tylko było wyprzedzanie karetki na sygnale oraz pies niedowiarek. Strzelił mnie na radarze. Zrozumiałem, że było ograniczenie do 50 i że niby ja jechałem 79. Niby tak, tylko, że chyba nie uwierzył w jedynkę na początku ciągu cyfr wyświetlonych na urządzeniu. Ponieważ nie mogliśmy w żadnym języku się dogadać to wlepił mi jakiś kwitek i bez żadnego mandatu odjechałem dalej. Ze trzy razy byłem bliski zakończenia podróży już na zawsze. Widocznie jednak coś dla mnie jest szykowane. Inaczej nie rozumiem poziomu farta. A w tym tygodniu symuluję pracę. Boli mnie kręgosłup, ręce i generalnie czuję, że nie jestem w formie udawać się w kolejne delegacje. Poza tym liczę na to, że od pierwszego lutego znajdzie się miejsce dla mnie u pracodawcy innego niż dotychczasowy. Jak karnawał to karnawał.

sty 08 2008 ...
Komentarze: 5

Na prawym tyle letni kapeć. Tysiąc pincet pizdziesiat przez góry do przejechania. Z czego aż około sześćdziesięciu kilometrów autostradą. A warunki są jakby niekorzystne. Kwartał jednak umawiałem to spotkanie i opuścić teraz nie mogę, choć mam serdecznie dość. Z powołaniem się minąłem. Jutro rano muszę się zameldować na miejscu. Powinienem zostać złotową. Niedługo to już jednak. Ostatnie podrygi ostrygi. Kwitung w biurko razem z kluczami do mieszkania, kluczykami do bryki, papierami i innymi pierdołami co mi przysługiwały. I rób sobie sam. Jak to masz w zwyczaju mówić – masz łeb i chuj to kombinuj. Więc się zastosowałem do Twojej rady i wykombinowałem, że pierdolę takie warunki. Lepszych mi nie dasz, to się goń.