Archiwum 11 marca 2008


mar 11 2008 ...
Komentarze: 5

„Kiedy przyjdą podpalić Twój dom…” i „Do murów klajstrem świeżym przylepiać zaczną obwieszczenia (…) trzeba iść i z armat walić, mordować, grabić, pruć i palić (…)” Znam takich co pójdą za wszelką cenę. Znam też takich, że nie pójdą. Wiem, że z bratem pierwsi jesteśmy na barykadach. Zawsze jestem gotowy na wszystko. Być może wynika to z głupoty. Być może z odwagi. Strach rzadko mi towarzyszy. Nawet bardzo rzadko. Wypadałem z drogi w Karpatach. Lód na drodze, mgła i noc. Szedłem w przepaść. Być może na wiosnę znalazłby mnie jakiś autochton. Być może. Nie można wykluczyć.  Serce nie podskoczyło nawet o raz do góry. Choć miałem wrażenie, że to finałowe zdarzenie. Na drogę wróciłem. Podobnie jest w innych sytuacjach stresowych, ale nie w każdej. Czasem puls skoczy. To chyba po to, żeby więcej tlenu tłoczyć w sytuacji krytycznej. Dzisiaj już mi się w knajpie nie chciało siedzieć. Mam dość. Mam do wyboru knajpę albo pokój hotelowy. Zrobiłem więc spacer. Trzepnąłem dwa piwa i przedwcześnie wróciłem do pokoju hotelowego. Dobrze, że są jeszcze kraje gdzie można jarać w pokojach. A nie jak w niektórych pedalsko-politycznie poprawnych państwach niedługo nie będzie się można podetrzeć papierem, bo to nieekologiczne. Przyjdzie czas używania palca i oblizywania go na po czynności zwanej stawianiem bezy.  „Ona mu z kosza daje maliny. On jej kwiaty do wianka. Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny. Pewnie to jego kochanka”. Ona się śmieje. On nie doczeka poranka. Niektórzy sobie z tego po prostu nie zdają sprawy. Jak już zaczną, to życie prostszym się być okazuje.