Archiwum 20 stycznia 2006


sty 20 2006 Bez tytułu
Komentarze: 7
Zapierdala dzisiaj z nieba. Morze i niebo w jedno sie lacza. Poszedlem sobie na plaze. Lubie taka pogode na woda. Wkurwione morze budzi respekt. Wkurwione morze to jeden z moich ulubionych widokow. Szkoda, ze akurat nie jestem na lodce. Mialem jednak chociaz namiastke z plazy. Jakis miejscowy mnie zaczepil. Chcial ze mna spalic jointa. To juz ktorys raz od poczatku mojego pobytu. Kilka dni temu jeden zaproponowal mi kolumbijski hit eksportowy. Tez odmowilem. Byc moze wygladam na cpuna. Nie wiem tylko z ktorej strony. Cale szczescie, ze nie jestem w drugi wpierdolony. To mocno komplikuje zycie. Mialem okazje przyjrzec sie takim komplikacjom. Na szczescie oba przypadki, ktore obserwowalem skoczyly sie niezle. Oba przypadki lubily sobie pierdolnac w pluca brownem. Oba przypadki nie cpaja obecnie. Wiadomo jednak, ze w kazdej chwili moga do tego sportu wrocic. To jest jedna chujowa sprawa z tym zwiazana. Druga jest taka, ze jeden z przypadkow moralizuje i sprzedaje teksty z osrodka. Wkurwia mnie to niemilosiernie. Co prawda w moim przypadku nie pierdoli o drugach, gdyz zdarza mi sie raz na ruski rok. Natomiast pierdoli mi na temat trybu zycia, szlugow i alkoholu. A propos alkoholu. Z wodeczka na dluzszy czas musialem sie pozegnac. 3/4 pewnej skandynawskiej marki kosztuje approx. 100$. Cena bardzo atrakcyjna. A flacha taka w sam raz na jedno wieczorne posiedzenie we dwoje. Pod w warunkiem oczywiscie, ze jedno jest ortodoksyjnym muzumlanskim pielgrzymem. Browar w smaku jest wybitnie chujowy, wiec pije go tylko od czasu do czasu. Od czasu do czasu bowiem posiada jedna wazna, ale to zajebiscie wazna wlasciwosc. Wali w czache jak kazdy inny. Wbrew moim przyzwyczajeniom zaczalem pijac wino. Ze wzgledu na jebane wrzody i nadkwasote rzadko mi sie to do tej pory zdarzalo. Tylko niektore gatunki nie powodowaly u mnie bolow zoladka. Tutaj znalazlem takie, ktore zle na mnie nie oddzialuje. Cena nie rzuca na kolana, co tym bardziej mnie sklania ku temu trunkowi. Tanie wina sa dobre, bo sa dobre i tanie. To wino jest jednak z normalnych winogron i bez esodwa. Jabcoka i tak sie tu nie da dostac. Nie cierpie z tego powodu, bo nie jestem w stanie tego pic. W podstawowce wypilem szklanke i powiedzialem sobie, ze nigdy wiecej. Trzeba przyznac, ze w postanowieniu wytrwalem. Siedze sobie teraz w salonie. Mam telewizor, ale podobnie jak we kraju, nie ogladam. Tym bardziej, ze nie znam ani jednego jezyka, w ktorym sa nadawane programy. Jaram szwajcarskie czerwone Marlboro. Lubie sobie zapalic. Dlaczego szwajcarskie? Nie wiem. Takie tutaj sa. Innej marki nie mam w zwyczaju palic. Chyba, ze sa to Bensony i zrobione w UK. Mam takie swoje male "snobizmy". Za kierownice jeszcze tutaj nie wsiadlem. Musze przyznac, ze mam pewne obawy. W Dehli tez nie wsiadlem. Egzotyczne narody nie budza mego zaufania, gdy biora udzial w ruchu drogowym uzywajac czegos innego niz rower lub woz zaprzezony w wielblada. Jebani na autostradze jezdza pod prad. Za kazdym razem sie denerwuje, bo ten ktory mnie tu wozi ma wlasnie w zwyczaju tak robic. Wlaczanie sie do ruchu z drogi podporzadkowanej jest duza sztuka i nie wiem jak ja tutaj opanowac. Trzeba jednak przyznac, ze nie jezdza jakos bardzo szybko. Widocznie brak im sportowej zylki. To chyba dobrze. Wczoraj widzialem jak zostal potracony motocyklista. Wiozl marchewke w koszu nad tylnim kolem. Marchewka pokryla cala droge. Nic mu sie nie stalo. Wstal o wlasnych silach. Kierowca samochodu, ktory go potracil zatrzymal sie. Spodziewalem sie mordobicia. Okazalo sie jednak, ze inne zwyczaje panuja w tym kraju. Natychmiast zbiegli sie ludzie. Pozbierali marchewke i oddali motocykliscie. Ktos podniosl motocykl. Kierowca ucalowal motocykliste w oba policzki. Wszystko pieknie sie skoczylo. Bylem w ciezkim szoku. Ja bym pewnie dal w ryja. W listopadzie w Paryzu tez widzialem podobny wypadek. Samochod potracil skuter. Akurat wychodzilem ze sklepu z zegarkami. Zamknely sie za mna drzwi i wtedy nastapilo zderzenie i skuter wyladowal mi pod nogami. Tam skoczylo sie to awantura, ale mordobicia tez nie bylo. Chociaz jestem juz duzym chlopcem i mamusia za raczke mnie nie prowadza, to zdarza mi sie czasem marzyc. W roznych miejscach i w roznych okolicznosciach. Czasem w nocy na wachcie. Czasem w trakcie dlugiej jazdy samochodem. Czasem rano zanim wstane. Czasem, gdy sie klade. Dzisiaj marzylem na plazy patrzac w strone kraju. Marzylem, ze na lotnisku po odprawie i wyjde i spotkam ja czekajaca na moi. Ze wzgledu jednak na to, ze jestem tym duzym chlopcem, to zwyczajnie poradze sobie z wzieciem taryfy. Taryfiarz przejedzie trzy skrzyzowania i wjedzie na osiedle. Walizky wrzuce do mieszkania i pojde do sklepu po polskie piwo, polska gorzale i polskie Marlboro. Lubie sobie zapalic. Wroce do mieszkania, puszcze Kaczmarskiego albo szanty i upije sie na smutno. Rzadko mi sie zdarza na smutno, ale tak bedzie tym razem. Potem walne sie do podwojnego. Pustego podwojnego. To jednak stanie sie w przyszlosci blizej nieokreslonej, gdyz chwilowo przepustki do domu zostaly wstrzymane. Ofensywa dopiero sie rozpedza, wiec jestem jeszcze potrzebny na froncie. "Kiedy niebo do morza przytula sie z placzem..."
bmp : :