Archiwum 11 października 2003


paź 11 2003 Bez tytułu
Komentarze: 3

Nie czuję się dobrze, znaczy nie jestem szczęśliwy. To, co się dzieje pogrąża mnie coraz bardziej. Ciągłe kłopoty bez perspektywy końca. Nie układa się na żadnym odcinku. Tak bardzo bym chciał, żeby zaczęło wychodzić. Tak bardzo bym chciał ułożyć sobie życie, żeby być pewnym, chociaż jutra (już nawet nie proszę o to żeby być pewnym następnego tygodnia, tylko jutra). Nie chcę jeździć jak idiota w celu odreagowania, ja chcę jeździć jak idiota, żeby do kogoś zdążyć. Tak, żeby ktoś na mnie gdzieś czekał, a ja będę zapierdalał, by być szybciej obok tego kogoś. Niech istnieje ktoś taki, o kim będę mógł myśleć. Istnieje ktoś taki, ale ma to w dupie. Najbardziej bym chciał, żeby był ktoś taki, kto nie będzie miał tego w dupie. Nie jestem zawistny i cieszę się, że się układa ludziom z mojego otoczenia. Ja po prostu też tak bym chciał. I to nawet nie jest kwestia samotności, bo dobrze mi się ze sobą żyje. Jestem samodzielny, chociaż czasem gram za ostro. To nie jest coś w stylu: „wszyscy kogoś mają, a ja nie i jestem nieszczęśliwy”. Nie wiem jak do końca nazwać to coś. Wydaje mi się, że raczej chodzi o spokój, o pewność następnego dnia, o możliwość dbania o kogoś. Może to wtedy wpłynie na pozostałą część mojego życia, na jego jakość. Nie żyć z dnia na dzień. Przy tym tempie wydarzeń, za 10 lat albo nic na mnie nie będzie robiło wrażenia albo wykorkuję. Jeśli pierwsza opcja, to stanę się zimnym skurwysynem. Druga opcja to zawał, bo serducho nie wytrzyma napięcia. Sam nie wiem, co wybrać. Zresztą wybór nie do mnie należy.

bmp : :