Archiwum 25 czerwca 2003


cze 25 2003 Bez tytułu
Komentarze: 9

Kochanie opierdoliłaś mnie wczoraj mocno. Zadzwoniłaś i zaczęłaś na mnie krzyczeć, że co ja sobie myślę pić pod Twoim oknem. Wiem, nie widziałaś mnie. Koleżanka Ci powiedziała. Rzeczywiście to nie był dobry pomysł. Obiecałem, że to się nie powtórzy, że to był jednorazowy odchył. Potem byłaś milsza, choć również mnie opieprzałaś, tym razem za moje pijaństwo. Jest dokładnie tak jak się dowiedziałaś. Ktoś do Ciebie zadzwonił i powiedział jak się mają sprawy. Ta osoba, która do Ciebie dzwoniła rzeczywiście mnie widziała i nie przesadziła z opisem – trzęsę się, chodzę nieogolony i lekko podpuchnięty. Prawie przestałem jeździć samochodem. Wszystko prawda. Mówiłaś, że nie wiedziałaś, iż piję codziennie i od roku z krótkimi przerwami. Pytałaś, dlaczego tak jest. Ano, dlatego, że tak mi jest wygodniej, łatwiej, różowiej. Wprowadzam element baśniowy do mojej szarej rzeczywistości. Powiedziałem, że albo się zapiję albo nie, że są dwa wyjścia z tej sytuacji. Twierdzisz, że się martwisz, gdyż nie do końca jestem Ci obojętny. Pytałaś czy możesz mi pomóc w jakiś sposób. Rzekłem, że sposób jest tylko jeden, ale że prawdopodobnie nie bierzesz go pod uwagę. Mam zadzwonić, jeśli będę znał metodę pomocy. Nie znam niestety innej. Kazałaś mi realizować moje plany. Nie chcę ich realizować bez Ciebie. Kazałaś mi się czymś zająć, poznać nowych ludzi. Tak czyniłem. Wszedłem w nowe środowiska. Nic z tego nie wychodzi. Nie mogę zapomnieć. Posunąłem się nawet dalej, zacząłem się spotykać z płcią przeciwną, ale niestety nie jestem w stanie być z kimś, gdy śpiąc obok tej osoby śnisz mi się Ty. Dwa razy nie wyszło i najpewniej nie wyjdzie. Spytałaś czy naprawdę nie mogę o Tobie zapomnieć. Moja odpowiedź była twierdząca. Przecież nie jesteś taki głupi, żeby się tak zmarnować – to Twoje słowa. A ja tak naprawdę nie wiem czy nie jestem taki głupi. Spytałaś jeszcze czy to Ciebie obwiniam, że się wszystko mi pierdoli, że nic mi się nie chce, że zaprzestałem realizacji planów, że na nic nie mam ochoty. Oczywiście, że to nie jest Twoja wina. To mój wybór, bo mnie tak wygodniej. Mniej więcej taki był przebieg naszej rozmowy. Rozmawialiśmy pół godziny i nawet to, że mnie opieprzałaś mi nie przeszkadzało – bardzo się cieszyłem, że mogłem Cię usłyszeć.

Po rozmowie trochę myślałem i doszedłem do wniosku, że tak być rzeczywiście nie może. Nie zniósłbym, gdybyś się miała obwiniać, że się zachleję. W związku z tym się nie zapiję. Trzeci dzień nie piję. Trzęsą mi się jeszcze ręce. Spać nie mogę. Jeszcze organizm nie działa jak należy, jeszcze się buntuje, jeszcze nie chce trawić posiłków. To wszystko minie. Zacząłem jeść, łykam witaminy, staram się rzucić palenie. Tak bardzo Cię kocham. Wczoraj wieczorem wysłałem Tobie sms’a – „Obwiniać za spierdolenie życia mogę tylko siebie, bo zmarnowałem szansę na szczęście i taki jestem niegłupi, że straciłem Ciebie. I z tym sobie nie radzę.” Tak właśnie sądzę. Tak bardzo Cię kocham.

„... z lustra vis a vis patrzy w oczy mi twarz, że w mordę dać, (...) nie pomaga mi, z żalu chce się wyć odkąd Ciebie brak, (...) kryzys mogę znieść, ja nie muszę jeść, (...) odkąd Ciebie brak tracę dobry smak, błagam Pepe wróć...”

bmp : :