kwi 03 2008

...


Komentarze: 5

Moi koledzy mają już wydęte brzuchy. Ja mam ciągle taki sam, jak w szkole średniej. Moi koledzy mają już żony, ewentualnie narzeczone. Ja nie mam. Moi koledzy mają już dzieci, ewentualnie pracują nad tym intensywnie. Ja nie mam i nie pracuję nad tym. Moi koledzy mają już coraz rzadsze włosy. Ja mam ciągle takie same. Moi koledzy mają już coraz więcej siwych włosów. Ja mam ich ustabilizowaną liczbę na poziomie kilkunastu sztuk. Oczywiście też mam kilku kolegów, którzy wprawdzie mają wydęte brzuchy, siwe włosy lub ich brak. Natomiast o żonach, narzeczonych to mają już tylko raczej mgliste wspomnienie. Krzywdę sobie zrobiłem. Doprowadziłem się do stanu, który powoduje, że najlepiej jest mi w domu samemu ze sobą. Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, że w domu jest inaczej niż spokojnie i cicho. Ludzki głos słychać tylko wtedy, gdy odbieram telefon lub puszczam muzykę. Muszę przyznać, że tak jest mi dobrze. Prawdopodobnie nie jest to tak, jak być powinno. Na pewno nie tak, jak chciałem. Przyzwyczajenie jednak jest drugą naturą człowieka. To się przyzwyczaiłem. Wieczory mam dość spokojnie, o ile któremuś o mglistych wspomnieniach, wódki się nie zachce w jakimś barze. Jak się żadnemu nie zachce, to mogę sobie swobodnie robić jakąś niesamowicie ważną (gówno prawda) prezentację. To nie ja twierdzę, że ona jest tak wyjątkowo istotna. Na chuj te prezentacje? Przecież wewnątrz organizacji to tylko strata czasu. Nie dość, że ja marnuję czas na przygotowanie jej, to jeszcze potem marnuję czas widzów w konferencyjnej. A przecież mógłbym w trzydziestu zdaniach rzec co i jak i dlaczego. Uśmiechnięty jestem non-stop kolor i pogodzony ze światem. W dupie bowiem mam świat. W dupie mam wszystko. Obserwuję sobie szczurowisko i doskonale się bawię. Gierki organizacyjne są zaiste zajebiste. Organizacja jest macierzowa, więc łatwo o nakładanie się stanowisk i podleganie kilku różnym. Krótko mówiąc i w słowach mi bliskich – łatwo o burdel. Afera o to – kto do kogo raportuje i do kogo z czym ma się zwracać. Dalej mnie to bawi. Siedzę sobie, robię swoje. I nikt nie wie jak wiele ode mnie zależy, ile znaczy moje słowo. Nikt nie wie, gdyż nikt ma tego nie wiedzieć. Dzięki temu się różne chłopaki i dziewczyny podkładają. Inni dość protekcjonalnie mnie traktują. Ci też mają nie wiedzieć. Same kurwa ważniaki. I to też mnie bawi. Cały czas jestem rozbawiony. Myślę, że taki zrelaksowany i rozbawiony będę przez długi czas. Oczywiście pojęcie stresu nie jest mi obce, ale jakoś się nauczyłem stres olewać. I znowu albo jestem bardzo głupi albo wykształciłem bardzo pożądaną cechę. Stres to nie melancholia czy odczuwany czasem smutek. Stres to takie chujowe napięcie, którego ostatni raz doświadczyłem dobrych kilka miesięcy temu. A jutro z rana próby wątrobowe. Zobaczymy co mi się udało wykonać w tej kwestii. Jak wiadomo dawałem z siebie wszystko.

02 maja 2008, 13:09
...nie pomieściłby.. ;P
09 kwietnia 2008, 14:42
Nie ma w dupie... na bank, gra rzeczywiście dobrze
zołza1704
06 kwietnia 2008, 10:20
Moje koleżanki mają wydęte brzuchy. Ja mam płaski. Przyzwyczaiłam się do tego i cały czas jestem rozbawiona ;)

bmp, Ty mnie czasem przerażasz....
03 kwietnia 2008, 21:39
Zgadzam sie Martyniu - nie ma... ale jest dobrym graczem, do pokera bym z Toba nie siadla bmp... ;) ale ciesze sie, ze tryskasz na codzien dobrym humorem :)
03 kwietnia 2008, 21:32
...nie masz wszystkiego w dupie...

Dodaj komentarz