Bez tytułu
Komentarze: 6
Z jednej strony pragnienie czegoś co ktoś kiedyś nazwał małą stabilizacją. Z drugiej strony potrzeba ciągłęgo pędu, który ma właśnie zagłuszyć stabilizację. Prawdziwa tragedia czeska. Spędziłem kilka dni z ojcem i z bratem. Sprzęt na wodę szykowaliśmy. Sprzęt jest już dawno pełnoletni. Z każdym rokiem używanie go nabiera smaku. Z każdym rokiem więcej plastiku na wodzie i mniej drewna. Przy drewnie zapierdol, ale i przyjemność inna. Co prawda spędziłem na tym sprzęcie w ostatnich latach zaledwie kilka dni vs. tygodnie w każdym roku kilka lat wstecz. Zwyczajnie, kurwa, zawsze coś. Obiecałem sobie przynajmniej tydzień w tym roku. Plany poszły w pizdu. Do tego już jednak zdążyłem się przyzwyczaić. W każdym bądź razie szopa, szlifierki, farby, lakiery, wiertarki i inne gadżety. Szanty lecące z samochodu i męskie towarzystwo. Co prawda wiele opowieści dowolnego z nas zaczynało się od pytania: A pamiętasz, bo nie wiem czy wtedy byłeś w kraju? Rzadko bowiem mamy okazję spotkać się w tym zestawie. Wieczorem kolacja w knajpie i po browarze. Pytania ojca krażące wokół tematu: co dalej z naszymi życiami. Coraz częstszy temat w rodzinie. Matka pyta wprost: kiedy się zakochasz? Nie mógłbyś jakoś tak normalnie, jak wszyscy? Zobacz jakie śliczne dziecko, nawet nie wiesz jak bardzo byłbyś szczęśliwy gdyby się do Ciebie uśmiechnęła taka mała córeczka. Pewnie bym był. Skoro jednak tamtej nie ma, to zanim cokolwiek stanie się w kierunku prób układania "życia związkowego", mam kilka planów. M.in. dobiję do setki odwiedzonych państw. Wartość całkowita z Euler'a podniesionego do trzeciej plus 50% tej wartości mam już na koncie. Fundamenty są niezłe. Świat sobie opłynę. Dam się wsadzić jeszcze w paru miejscach i wtedy zacznę myśleć kto się nadaje na żonę. Matka tych wnuków co to mają się tak do mojej matki uśmiechać ma tak z szesnaście lat teraz. I o ile się dobrze orientuję, to chyba kończy gimanzjum. Nie znam jej jednak jeszcze, więc nie wiem czy kończy.
Dodaj komentarz