Bez tytułu
Komentarze: 3
Miekka ma rure moj gosc. Nigdy w zyciu nie zdarzylo mi sie miec przy sobie mniej lub wlasciwa ilosc wody przy przekraczaniu granicy. Przywiozl wielkosc zadana przez Chujnie Europejska. Dwa litry w sensie. Wszystko by bylo w porzadku, gdyby nie pierdolony autochton. Otoz miejscowy frajer od razu uznal, ze jedna flacha jest dla niego. Jako, ze nie moge psuc relacji, to nie mrugnalem okiem. Jest ciezko, gdyz moj liter wlanie sie konczy i zostalo na ostaniego drinka. Oczywiscie kilka strzalow przyjete zostalo przez goscia mego ze Ojczyzny. Litra jestem w stanie zrobic tylko w apogeum formy. Dzisiaj na pewno sam bym nie zrobil. Fakt, jest jednak faktem. Flacha zaczyna sie turlac ze dzwiekiem. Pustym nieprzyjemnie. Zawsze jednak moglo byc gorzej. Tak by bylo, gdyby kielbasa sie lokalsowi spodobala. W tej czesci religii jest jednak miejscowy wierzacy. Inaczej mowiac relatywizm funkcjonuje wszedzie - wode chetnie, ale kielbasy nie wpierdole. Chuj mu na imie. Pierdolne sobie kolumne destylacyjna i chuj mu bedzie do tego. Kielbasa cala dla mnie. Kij mu w ryj.
Bo że wypiłeś, to widać po notce.
I nawet, że bez zagrychy ...
Dodaj komentarz