mar 30 2003

Bez tytułu


Komentarze: 6

To jedyna notka, która pozostała. Napisana została 25 marca. W związku z brakiem precyzji z mojej strony nastąpiła pewna nadinterpretacja notki z dn. 24 marca br. Nie do końca jestem kapitanem. Nie jestem zawodowym marynarzem. Jak wiadomo kapitanem jest osoba dowodząca jachtem i wcale nie musi ona legitymować się patentem kapitańskim. Tak właśnie jest w moim przypadku. Posiadam oczywiście szereg różnych żeglarskich uprawnień, ale do kapitańskich papierów mam kawałek. Żeglarstwo jest po prostu moim hobby, uprawianym od wielu, wielu lat. Zaczęło się jakieś dziewiętnaście albo dwadzieścia lat temu. Niewątpliwie sport ten ma znaczący wpływ na moje postrzeganie i odbieranie otoczenia. Nie da się ukryć, i nie będzie to puste pierdolenie, że żeglarstwo w jakiś sposób kształtuje. Nie mnie jednak oceniać co zrobiło ze mną. Kiedyś ktoś powiedział, że na żeglarza zawsze można liczyć. Coś w tym jest. Kapitan rzeczywiście nie może być miły, bo kończy się to włażeniem na głowę. Ja prowadząc jakąś jednostkę staram się robić to tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Naturalnie funkcjonują pewne zasady, których trzeba przestrzegać, ale do innych spraw się nie wtrącam. W rzeczywistości jestem chłopcem, który trochę widział, trochę słyszał, trochę brał udział, trochę robił – w różnych dziedzinach. Jestem młodym facetem, który lubi dowodzić na pokładzie, lubi podejmować szybkie decyzje, lubi trochę nieszkodliwej brawury przy manewrach, lubię pływać na „granicy” (takie popisywanie się, takie okazywanie wyższości mego kunsztu nad kunsztem facetów w kapitańskich czapkach, czyli facetów, którzy mają małe pojęcie, ale mają wielkie mniemanie o swoim żeglarskim artyzmie; oczywiście nie mówię tu prawdziwych kapitanach, a o tych podszywających się poprzez nakładanie kapitańskiej czapki; mam respekt przed tymi prawdziwymi i im nie podskakuję, po prostu szacunek należy się właściwym osobom). Jak wspomniałem staram się być miłym na pokładzie dla załogi, ponieważ najmniejsza sprzeczka na jachcie kończy się wielką awanturą. Żeglarstwo kreuje takie cechy u ludzi jak odpowiedzialność, umiejętność podejmowania szybkich decyzji i szybkiej oceny sytuacji, umiejętność pracy w grupie (każdy wie co do niego należy i powodzenie całego manewru zależy od każdego członka załogi; aby być dosadnym powiem, że od tego jak każda osoba wykona swoje zadanie zależy bezpieczeństwo pozostałej części załogi oraz jednostki) oraz kształtuje taką cechę jak przewodzenie, dowodzenie, etc. Żeglarstwo oprócz, że kształtuje, to również obnaża słabości. Niektórzy mogą nie mieć wyżej wymienionych cech, ale posiadanie ich kompletu nie jest potrzebne do żeglowania. Można się uzupełniać. Jeżeli chodzi o obnażanie to żeglarstwo bardzo szybko pokazuje czy ktoś jest wkurwiający, kłótliwy i konfliktowy. Dwa dni na pokładzie, te same mordy, ta sama gorzała, te same gadki – to trzeba umieć znieść. Łatwo o konflikt w takich warunkach. Morski jacht dziesięcioosobowy ma zazwyczaj coś koło 10-14 metrów długości i jakieś 5-6 metrów szerokości. Mała powierzchnia i nie ma gdzie uciec. O awanturę nietrudno. Dlatego dobrym testem dla nowo poznanej osoby jest kilka osób na jednej łódce, wtedy wiemy o niej wszystko. Dlatego kapitan (inaczej dowodzący) nie może być wkurwiony, bo sam będzie powodował sytuacje konfliktowe, a tego należy unikać, gdyż niewiadomo co się może wydarzyć za pięć minut. Oczywiście i mnie się zdarza wydrzeć mordę i być chujem, ale taka jest moja rola. Nie należy tylko przesadzać. Jak powszechnie wiadomo żeglarze nie wylewają za kołnierz i ja to lubię i w tym biorę czynny udział. Nie ma to jak nocny balet w porcie. Jednakże moje chwiejne stąpanie w ostatnich czasach nie tym było spowodowane. Powody są innej natury, ale to jest akurat wiadome. Jak na razie nie nadużywam. Zdjęcia nie spaliłem i nie wyrzuciłem, bo ciężko mi się z tą namiastką rozstać. Schowałem je głęboko do szuflady. Nie mogę obiecać nawet sobie, że nigdy po nie nie sięgnę. Na teraz leży schowane i nie sięgam. Ze sobą samym żyje mi się nieźle, ponieważ pozostałem sprawy w moim życiu układają się przyzwoicie. Nie mogę narzekać. Brakuje tylko pewnego elementu. Rzeczywiście nie znajdę kobiety w barze, bo wiadomo jak jest w barach. Nie znajdę również w teatrze, bo same tam nie chodzą. Ja wczoraj byłem. Sztuka mi się podobała, ale podobałaby mi się bardziej w innych okolicznościach. Czułem się trochę nieswojo będąc tam sam – wszyscy na około byli w jakimś towarzystwie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że czułem się troszeczkę kretyńsko. Anioł jakiś może i się pojawi, ale będzie się musiał bardzo napracować. Raz tylko mi się zdarzyło szybko wpaść. Normalnie tak się nie dzieje, a ostatnimi czasy troszkę się zmieniłem i może być problem. Tak mi się stało. Pewnie masz anemiczna Zosiu odrobinę albo nawet wiele racji w kwestii moich  obaw. Wiem, że zmiana lokalu może pomóc, ale jakoś mi ciężko to zrobić. Dużo mi się napisało dzisiaj i ciężko będzie przez to przebrnąć. Dałem lekki upust, ale chyba w troszeczkę innym tonie niż zwykle. Żegnam się starym żeglarskim pozdrowieniem. Ahoj was to żeglarze obchodzi. Heh.

bmp : :
...
01 kwietnia 2003, 00:00
: nigdy nie wie sie "za dużo"
31 marca 2003, 20:22
Została najlepsza. Czytałam ją "w oryginale" kilka razy i teraz jeszcze raz. Napisałam wtedy, że pomimo wyjaśnień formalnych nadal będę nazywała Cię kapitanem, jeśli pozwolisz. Nie odtworzę tego komentarza wiernie, ale pisałam też, że dla kapitana taki samotny wieczór w teatrze to nic trudnego, że kiedy w czasie rejsu musi szybko decydować też jest sam. Nie potrafię oddać klimatu tamtego wieczoru kiedy Cię czytałam i pisałam komentarz, więc teraz tylko pozdrowię.
31 marca 2003, 13:46
Gdybym znał życie na tyle dobrze, że mógłbym rozwiązać ten problem, to nie byłoby w ogóle żadnej notki. Nie jestem, od Ciebie Zosiu, dużo starszy. Ciągle wiem za mało i ciągle za moało umiem.
K_P
31 marca 2003, 00:01
No, kurwa, way. Trzeci raz to ja tej notki komentowac nie bede, o! Ale odezwac to sie mozesz, no na prawde...
...
30 marca 2003, 22:51
jesteś chyba dużo starszy ode mnie, przez co wiesz o życiu o niebo więcej niż ja, więc nie powinnam dawać Ci rad, wybacz proszę, zresztą zdaje się, że żeglowanie pomaga wyciszyć się, zagłębić w sobie, na pewno znasz siebie i życie na tyle dobrze aby móc rozwiązać tę sytuację. Ufam, że to zrobisz. Dobrze, że je schowałeś, bardzo dobrze, tak pięknie to napisałeś, ale zarazem tak smutno, musisz pomóc sobie.
30 marca 2003, 21:50
...mój brat jest żeglarzem ..... zna panujące tam układy, stosunki, warunki ..... i wciąż mnie namawia .. znaczy się ...jestem nadająca się na takie "wyprawy" ...... ale sama siebie jakoś przekonać nie potrafię ....... ściskam cię mocno ....uśmiecham się dzisiaj ogromniaście do ciebie ...całym serduchem ...:))))

Dodaj komentarz