Archiwum kwiecień 2008


kwi 15 2008 ...
Komentarze: 9

W weekendowe balety głupie dupy eliminuję automatycznie. Żadnych wysokich nominałów w portfelu. Wszystko rozmienione na drobnicę. Do tego jeansy i Robinsy. Na top jakas koszulka reklamówka. Jedną z moich ulubionych jest Beton Towarowy oraz PPPT (Płocki Park Przemysłowo Technologiczny). W sposób samoistny głupie dupy są wycięte. Same się wycinają. Strasznie mi tym imponują. Jednak jedna ostatnio chyba coś zaczęła kumać czaczę. W ogóle sobie jej nie przypominam. To musi być jakaś strasznie odległa sprawa. Maile do mnie pisze i twierdzi, że mnie zna. I nawet wymienia detale, które są mi znane. Za chuja jednak nie mogę sobie przypomnieć co i jak i dlaczego. I dlaczego nagle jest jakiś kontakt nie rozumiem. Kurwa, nie mam czasu. Powinienem właśnie siedzieć nad życiorysami. Kurewsko mi się dzisiaj nie chce. Zrobię to z rana. O 0600. „Ja tylko przesłuchiwać umiem”. I tu jest jedna z wielu cech, która u haerów mnie wkurwia. Nie dość, że nie mają pojęcia, o pożądanych cechach kandydatów, to jeszcze są uprzejmi się nie przygotowywać do rozmów. Cwele, które wyżej srają niż dupy mają, a nie wiedzą, że każda taka rozmowa jest super indywidualna. I dlatego, mimo, że mi się nie chce dzisiaj, to zrobię to skoro świt. Zanim zacznę przesłuchiwać. Oczywiście jest kilka standardów. To są jednak tylko ramy. Żeby kurwa nie było niedomówień – nie jestem haerem. Przebudowałem model wynagrodzeń. Przebudowuję struktury. W nocy wszystko w miksie mi się śni. W dzień w o tym miksie myślę. Knuję, planuję i wdrażam. Zmywarka wesoło właśnie sobie zapierdala, jako i pralka. Koszule muszą być czyste i kubki do herbaty również. Nawet pisząc te pierdoły, cały czas jestem myślami w aktualnym boju. I nic mi nie szkodzi. Próby wątrobowe w podręcznikowych przedziałach. Białe ciałka również. EKG – cacy z małą anomalią. Spirometr – idealny. OB – idealne. Prześwietlenie płuc – idealne. Lekko za wysoki cholesterol. Trudno, będę musiał częściej pić czerwone wino w miejsce białego czterdziesto procentowego. Skłonny jestem do poświęceń. Byle nie watykańskich. Tym co dwadzieścia jeden skończyli w ostatnim czasie – niech Wam życie lekkim będzie. Pierdolcie sytuację bieżącą, gdyż po burzy zawsze przychodzi spokój. Alles is up to you – tak mawiali starożytni Polanie.

kwi 13 2008 ...
Komentarze: 4

Więc jem i śpię, pies śledzi wszystkie moje ruchy.
Gdy piję, powiem czasem coś, on wtedy słucha.
I widzę w oknie, zamiast zimy, lampę, psa
I oficera, który pije tak jak ja!
Nic nie ma za tą ścianą z wielkich, ciemnych belek,
Nad stropem nazbyt niskim, by skorzystać z szelek!
Nic we mnie, prócz do świata żalu dziecięcego,
Tu nikt nie widzi, więc się wstydzić nie mam czego!” – naprułem się okazji niedzieli. Tylko psa nie mam. I mieć nie będę. Psy są na niższym szczeblu rozwoju. Nie potrafią otwierać puszek.

kwi 08 2008 ...
Komentarze: 6
Znalazlem sie dzisiaj na okladce plyty. Dziwnie tak jakos. Fajnie, ale dziwnie. Z podziekowaniami dla bmp. Oczywiscie wsrod wielu innych osob. Fajnie, ze pamieta o mnie ktos kogo widuje maks raz do roku. Raz do roku jak dobrze pojdzie. Na wczoraj action plan. Sie dzisiaj dowiedzialem, ze na wczoraj. Ech, organizacje.
kwi 03 2008 ...
Komentarze: 5

Moi koledzy mają już wydęte brzuchy. Ja mam ciągle taki sam, jak w szkole średniej. Moi koledzy mają już żony, ewentualnie narzeczone. Ja nie mam. Moi koledzy mają już dzieci, ewentualnie pracują nad tym intensywnie. Ja nie mam i nie pracuję nad tym. Moi koledzy mają już coraz rzadsze włosy. Ja mam ciągle takie same. Moi koledzy mają już coraz więcej siwych włosów. Ja mam ich ustabilizowaną liczbę na poziomie kilkunastu sztuk. Oczywiście też mam kilku kolegów, którzy wprawdzie mają wydęte brzuchy, siwe włosy lub ich brak. Natomiast o żonach, narzeczonych to mają już tylko raczej mgliste wspomnienie. Krzywdę sobie zrobiłem. Doprowadziłem się do stanu, który powoduje, że najlepiej jest mi w domu samemu ze sobą. Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, że w domu jest inaczej niż spokojnie i cicho. Ludzki głos słychać tylko wtedy, gdy odbieram telefon lub puszczam muzykę. Muszę przyznać, że tak jest mi dobrze. Prawdopodobnie nie jest to tak, jak być powinno. Na pewno nie tak, jak chciałem. Przyzwyczajenie jednak jest drugą naturą człowieka. To się przyzwyczaiłem. Wieczory mam dość spokojnie, o ile któremuś o mglistych wspomnieniach, wódki się nie zachce w jakimś barze. Jak się żadnemu nie zachce, to mogę sobie swobodnie robić jakąś niesamowicie ważną (gówno prawda) prezentację. To nie ja twierdzę, że ona jest tak wyjątkowo istotna. Na chuj te prezentacje? Przecież wewnątrz organizacji to tylko strata czasu. Nie dość, że ja marnuję czas na przygotowanie jej, to jeszcze potem marnuję czas widzów w konferencyjnej. A przecież mógłbym w trzydziestu zdaniach rzec co i jak i dlaczego. Uśmiechnięty jestem non-stop kolor i pogodzony ze światem. W dupie bowiem mam świat. W dupie mam wszystko. Obserwuję sobie szczurowisko i doskonale się bawię. Gierki organizacyjne są zaiste zajebiste. Organizacja jest macierzowa, więc łatwo o nakładanie się stanowisk i podleganie kilku różnym. Krótko mówiąc i w słowach mi bliskich – łatwo o burdel. Afera o to – kto do kogo raportuje i do kogo z czym ma się zwracać. Dalej mnie to bawi. Siedzę sobie, robię swoje. I nikt nie wie jak wiele ode mnie zależy, ile znaczy moje słowo. Nikt nie wie, gdyż nikt ma tego nie wiedzieć. Dzięki temu się różne chłopaki i dziewczyny podkładają. Inni dość protekcjonalnie mnie traktują. Ci też mają nie wiedzieć. Same kurwa ważniaki. I to też mnie bawi. Cały czas jestem rozbawiony. Myślę, że taki zrelaksowany i rozbawiony będę przez długi czas. Oczywiście pojęcie stresu nie jest mi obce, ale jakoś się nauczyłem stres olewać. I znowu albo jestem bardzo głupi albo wykształciłem bardzo pożądaną cechę. Stres to nie melancholia czy odczuwany czasem smutek. Stres to takie chujowe napięcie, którego ostatni raz doświadczyłem dobrych kilka miesięcy temu. A jutro z rana próby wątrobowe. Zobaczymy co mi się udało wykonać w tej kwestii. Jak wiadomo dawałem z siebie wszystko.