Archiwum marzec 2008


mar 28 2008 ...
Komentarze: 5

„Wiedzcie, że na żeglarza zawsze można liczyć. On stanie twardo w obliczu niebezpieczeństwa, broniąc tych, którzy zdani są na jego obronę. Żeglarz nigdy nie porzuci sprawy ani przyjaciół dla doraźnych korzyści.” Amen.

mar 22 2008 ...
Komentarze: 6
Z bramy wychodzi facet. Ubrany w smoking, cylinder. W ręku trzyma elegancka laskę. Widać, że lekko zawiany. Godzina jest okolo szóstej rano. Może trochę przed. Na przystanku kilkanaście osob. Tzw. proletariat spieszy do pracy. Wspomniany facet podchodzi do jednej z kobiet stojącej na przystanku i pyta - Przepraszam bardzo. Gdzie ja jestem? Kobieta na to - Jak to gdzie? W Łodzi. Elegant - W Łodzi, w Łodzi. To ja akurat wiem, ale na którym oceanie? I ja jestem gdzieś w górach. Tzw. osiem godzin w bryce po pracy, żeby walnąć kilka drinków i w domu w święta nie siedzieć. W pracy jestem "przeszacowywany".  Zobaczymy co z tego wyniknie. Albo wyjdzie na jaw, że jestem kretyn. Albo tam sami kretyni, więksi ode mnie do tej pory byli. Stara praca sie odezwała. Tam sprzed kilku lat. Pan Dyrektor powiedział, że jak tak się głębiej zastanowi, to jest pewny, że wrócę. Taki pewny bym nie był. W żadną stronę bym nie był i nie jestem. Chuj wie bowiem co się wydarzyć może. Łeb mnie boli, gdyż sobie postanowiłem wczoraj pościć. Dlatego było tylko na lodzie. To staropolskim obyczajem stuknijmy sie jajem. Narty sobie przypnę, to może jakąś narciarkę poznam. Z doświadczenia wiem, że nie są najładniejsze. Może jednak dobrze gotują?
mar 11 2008 ...
Komentarze: 5

„Kiedy przyjdą podpalić Twój dom…” i „Do murów klajstrem świeżym przylepiać zaczną obwieszczenia (…) trzeba iść i z armat walić, mordować, grabić, pruć i palić (…)” Znam takich co pójdą za wszelką cenę. Znam też takich, że nie pójdą. Wiem, że z bratem pierwsi jesteśmy na barykadach. Zawsze jestem gotowy na wszystko. Być może wynika to z głupoty. Być może z odwagi. Strach rzadko mi towarzyszy. Nawet bardzo rzadko. Wypadałem z drogi w Karpatach. Lód na drodze, mgła i noc. Szedłem w przepaść. Być może na wiosnę znalazłby mnie jakiś autochton. Być może. Nie można wykluczyć.  Serce nie podskoczyło nawet o raz do góry. Choć miałem wrażenie, że to finałowe zdarzenie. Na drogę wróciłem. Podobnie jest w innych sytuacjach stresowych, ale nie w każdej. Czasem puls skoczy. To chyba po to, żeby więcej tlenu tłoczyć w sytuacji krytycznej. Dzisiaj już mi się w knajpie nie chciało siedzieć. Mam dość. Mam do wyboru knajpę albo pokój hotelowy. Zrobiłem więc spacer. Trzepnąłem dwa piwa i przedwcześnie wróciłem do pokoju hotelowego. Dobrze, że są jeszcze kraje gdzie można jarać w pokojach. A nie jak w niektórych pedalsko-politycznie poprawnych państwach niedługo nie będzie się można podetrzeć papierem, bo to nieekologiczne. Przyjdzie czas używania palca i oblizywania go na po czynności zwanej stawianiem bezy.  „Ona mu z kosza daje maliny. On jej kwiaty do wianka. Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny. Pewnie to jego kochanka”. Ona się śmieje. On nie doczeka poranka. Niektórzy sobie z tego po prostu nie zdają sprawy. Jak już zaczną, to życie prostszym się być okazuje.

mar 07 2008 ...
Komentarze: 4

Kierat dalej sobie wesoło zapierdala. I tylko dowód osobisty przypomina, że kolejna rzeka została przekroczona. Aż którego dnia będzie o jeden most za daleko. Do tego momentu jeszcze jest czas. Dużo czasu. Tak jak zapowiedziałem, tak zrobiłem. Zmieniłem robotę. Zmieniłem numer telefonu. Zmieniłem adres. Te „współrzędne” współczesnego człowieka zmieniają mi się w dość krótkich odstępach czasu. Ciekawe jak długo będzie teraz. Zawsze przecież może się coś wydarzyć. Mogą mnie wypierdolić. Może ktoś nas kupić. Się może wiele zdarzyć. Grunt, że wobec świata jestem fair. Uczciwie informuję o moich intencjach. Uczciwie informuję jeśli coś mi się nie podoba. Uczciwie informuję jeśli ktoś mi nie odpowiada. Asertywnością to niektórzy nazywają. Co prawda trochę zapierdalam zawodowo, ale co tu innego robić. W dziale mam kilku kretynów. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zawsze starałem się otaczać arcydebilami. Niepokornymi i niesztampowymi. Może dlatego, że chciałbym być jak oni. Skoro jednak w ich orbicie jestem, to może też już jestem superdebilem. Z jakiegoś powodu oni do mnie też się garną. To jest jednak świat nieszczęśliwych ludzi. Z punktu widzenia odcinka życia prywatnego jest ten ich świat nieszczęśliwy. Mam dar przyciągania do siebie ludzi z kompletnie rozsypanym życiem osobistym. I tak napędzamy się nawzajem. W weekendy picie do wschodu słońca. W tygodniu od świtu do nocy w robocie. Puste to życie i na dno prowadzące. A każdy z nich niegłupi. A każdy z nich majętny. A każdy z nich „umiejętny”. Przynajmniej nie okłamują siebie samych i przystają na to co się dzieje. Bo jeśli najlepszy kumpel iksa rżnie na boku jego żonę i matkę ich dziecka, to chyba mają się prawo rozsypać dotychczasowe wartości i sposób postrzegania świata. Dziwi mnie tylko, że dopiero w tym wieku ogolono go z ideałów. Z drugiej strony mu zazdroszczę. Z cynizmem za uszami jakość życia jest zdecydowanie bardziej chujowa. Miał więc swój czas, którego ja nie miałem szansy otrzymać. Podstęp wietrzę wszędzie i za każdym razem. Nie ufam. Chciałbym, ale nie potrafię. Do poziomu relacji koleżeńskich nie mam żadnych oporów. Dalej jednak nie brnę. Łatwo mi się nawiązuje relacje. I pierdoliłeś jak potłuczony były obiekcie moich uczuć i zwyczajnie próbowałaś mi przyjebać, żeby mnie zabolało. To było wtedy obrzydliwe. Kilka tygodni temu zadał mi pewien człowiek pytanie – A czy są tacy, którzy cię nie lubią? Odrzekłem – po dłuższej chwili zastanowienia – Tak, jestem w stanie takie osoby wymienić. Kto to taki? – spytano z niedowierzaniem. Kilku dilerów i jebany były obiekt moich uczuć. No tak – padło potwierdzenie. Czy to bowiem menel czy profesor nie zdarzyło mi się, żebym nie potrafił zwyczajnie pogadać i stworzyć wraz z tym kimś sympatyczną atmosferę. I skłamałbym jakbym życzył wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że będzie tak chujowo jak tylko być może. Nie w ramach zemsty. Mściwy bowiem nie jestem. W ramach nauki by to miało się stać. Tak, żeby dotarło, że chujem być nie popłaca. Nie chodzi o to, że to w ogóle się wydarzyło. Chodzi o to, w jaki sposób się to wydarzyło. I jestem przekonany, że czas takiej lekcji nadejdzie. Łeb sobie dam upierdolić a tak będzie. I nie dlatego, że będę maczał w tym paluchy. W życiu bym się do tego nie posunął. Tak będzie dlatego, że suma dobra w świecie jest stała. I zła też. To co uczynisz kiedyś do ciebie powróci. Prędzej czy później, w tej samej lub zmienionej formie, ale powróci. A ja tymczasem wydam kolejną pensję na rachunki za hotel zwany mieszkaniem. Znikoma to część. Większą zdecydowanie część będę uprzejmy wypierdolić na wódę i fajki. Innych kosztów nie mam. Potrzeb w sensie, które by generowały te koszty, nie mam. Karawana jedzie dalej, tryby skrzypią. Na pohybel skurwysynom.