Archiwum luty 2008


lut 13 2008 ...
Komentarze: 7

„Już” to bardzo dobre słowo na dzisiaj. W jednym tylko przypadku kretyńsko brzmi. Już jeden szef wszystkich szefów jest szefem wszystkich szefów minus jedna osoba. Już inny szef wszystkich szefów jest szefem wszystkich szefów plus jedna osoba. Już tylko 45 minut w tym mieście. Już odbieram telefony tylko od tych, od których chce mi się odebrać. Już dzwonię tylko do tych, do których chce mi się dzwonić. Już jutro popołudniu pod moim numerem będzie można odsłuchać – abonent chwilowo obciągnięty – czy jakoś tak to leci. Już dzisiaj zrobiłem kontrakt na pół zielonej bańki dla poprzedniego szefa wszystkich szefów. Obowiązkowy przecież jestem. A poza tym lubię tego, który ten kontrakt ze mną robi. Mój rówieśnik. Niezły czub. Już mu powiedziałem, że więcej interesów robić nie będziemy. Zaproponował przyjaźń. Już przyjąłem. Pewnie rzadko się będziemy widywać, bo to tysiąc kilometrów od obecnego miejsca mojej lokalizacji i również tysiąc od przyszłego. Mimo tego fajnie. Te kilka lat było jak sen. Nigdy nie wiedziałem co się za chwilę wydarzy. Wszystko stawało na głowie w dwie minuty, żeby leżeć bokiem kwadrans później. Zmieniały się miasta, kraje, kontynenty. Już dość. Już ostatnia zmiana. Cieszę się i z powodu zmiany i z tego, że ostatnia. I na pohybel skurwysynom. Już jej nie kocham – to właśnie przypadek, gdy „już” brzmi kretyńsko.

 

 

 

 

 

lut 05 2008 ...
Komentarze: 7

Opłaciło się przez lata szukać rozwiązania najlepszego. Wytrwałość jest zawsze nagradzana. Tu skłamałem. Właściwszym zdaniem będzie – wytrwałość powinna być zawsze nagradzana. Lata trudów i wyrzeczeń. Częstych bólów, niedospania i marnej kondycji. Po tych wszystkich latach odkryłem. Nie wóda, nie browar. Wino właśnie w ilości jedna butla na wieczór jest kamieniem filozoficznym, którego poszukiwałem. Po pierwsze wspaniale mi się zasypia. Po drugie nie wydyma mi brzucha, więc nie bekam wczorajszym kotletem. Po trzecie nastawienie do świata jest wtedy w sam raz. Przyjazne i radosne. Po czwarte łeb rano nie napierdala i język kołkiem nie staje. Bez trudu skoro świt mogę się poderwać. Wiadomo, że jak jest coś w domu, to tego czegoś być nie powinno. Czyli jeśli jest butelka wódki, to zostanie wypita. Jeśli jest pięć browarów, to zostaną wypite a butelki jeszcze do tego wykręcone. Butelka wina kupiona po drodze z pracy jest tym czego poszukiwałem od lat. Stosunek mocy do objętości jest niesamowicie dobrze dobrany. Wcześniej nie mogłem się zorientować, gdyż żołądek lubił mi dopierdolić. Od pewnego jednak czasu staram się jak najmniej denerwować odcinkiem szczęścia służbowego. I podobną postawę próbuję stosować w aspekcie szczęścia prywatnego.Doszedłem do wniosku, że nawet jeśli będę się gotował, to nic nie zmienię. Wiedziałem to wcześniej, ale nie wszystko od początku wychodzi. I rzeczywiście jest lepiej. I wino mogę pić i nic mi nie jest. 

lut 02 2008 ...
Komentarze: 7

Kawalerem w XXI wieku jest być łatwo. Kilkaset lat temu zmuszony bym był do codziennego wpierdalania dania typu tatar. Z tego co akurat bym upolował. A tak idę sobie do sklepu i kupuję mrożoną lasagne, którą przy pomocy mikrofalówki w 10 minut przyrządzam. Do tego flaszka wina i nie dość, że jest sycąco i kulturalnie, to jeszcze baśniowo. W ten oto sposób uda mi się pokonać sobotę i płynnie przejść od popołudnia do łóżka. Z czasoprzestrzenią nie jest łatwo, ale stosuję wszelkie możliwe środki. Do łóżka książka o dobrej praktyce morskiej i CNN w tle na dobranoc. Niezwykle interesująco.