Archiwum kwiecień 2003


kwi 24 2003 Hej, hej życie to bajka, gdy wiatr szumi...
Komentarze: 6

Oczywistym jest to, że na razie nie postąpiłem tak jak zapowiedziałem w poprzedniej notce. Oczywistym jest, że od rana Pepe towarzyszy mi w moich obowiązkach. Oczywistym jest, że Pepe będzie mi towarzyszyła na morzu, mimo tego, że jej nie będzie. Będę brał nocne wachty – wtedy będę trochę bliżej niej – tak mi się przynajmniej wydaje. Delikatne kołysanie fal, gwiazdy nade mną – takie warunki spowodują, że łatwiej będzie mi sobie ją wyobrazić stojącą obok mnie. So, let’s go disco. Znikam na jakiś czas.

Dalej w morze wyruszamy, nie szczędĄ sił, dzisiaj jest nasz dzień.  

bmp : :
kwi 24 2003 Bez tytułu
Komentarze: 9

Chyba chwycę się ostatniej deski ratunku. Wyślę jej kartkę pocztową zawierającej adres mojego bloga. Bloga, którego nikt nigdy miał nie przeczytać. W alternatywie mogę się jeszcze zapić.

bmp : :
kwi 23 2003 Bez tytułu
Komentarze: 5

Jest wtorek. Zaraz będzie środa. Dobrze jest czasami spokojnie usiąść. Tak właśnie mam teraz. Siedzę, jaram i piszę. Mam za sobą 500 km zajebistych polskich dróg, od chuja różnego gadania i pogrzeb jednego z członków rodziny – lat 36. święta spędziłem w jednym z polskich kurortów narciarskich. Jednakże ze względu na stan zdrowia zakończyłem trzeci z rzędu sezon narciarski nie dotykając nart. Zamiast tego schodziłem rano do hotelowej restauracji na śniadanie, następnie ucinałem sobie drzemkę lub czytałem książkę. Przychodził czas obiadu, a po obiedzie drzemka. Wieczorem obfita kolacja z rodziną w tej samej hotelowej restauracji, gorzała i spać. Snułem się po tym miasteczku jak przetrącony. Zwiedziłem miejscowe muzeum, byłem w kinie i zrobiłem sobie trzygodzinną pieszą wycieczkę, a w międzyczasie dawałem w pałę. Oczywiście nie obeszło się w drodze na miejsce bez kontroli drogowej. Byłem już zmęczony, było bardzo póĄno, więc leciałem byle szybciej i niestety zaproponowano mi 6 punktów i 300 złotych mandatu. Odmówiłem. Wynegocjowałem 0 punktów i 100 złotych mandatu za teoretyczny brak wyposażenia dodatkowego. Wielki Piątek minął zwyczajnie. Zapomniałem o poście, więc mięsko było grane. Minął zwyczajnie o tyle o ile, ponieważ dopadła mnie Pepe. Ponieważ całe dnie spędzałem głównie sam (wieczory z bratem w knajpie), to nie udało mi się uchronić przed myślami o niej. Patrzyłem z tarasu hotelu na deptak i obserwowałem spacerujące pary – te dzieciate i te bez dzieci i ciągle mi Pepe stawała przed oczami i ciągle nie mogłem jej odegnać. Jakoś sobie w końcu poradziłem przy pomocy browarów z tą chwilą słabości. W sobotę, aby nie dopuścić do takich nieciekawych myśli, zaraz po śniadaniu udałem się do pobliskiego lokalu i spożyłem 0,25 l Żubrówki plus sok. Natychmiast mi się poprawiło. Dotrwałem jakoś do obiadu, a potem kolacji obficie podlewając posiłki Wyborową. Chujową noc miałem z soboty na niedzielę. Od przyłożenia głowy do poduszki aż do jej podniesienia rano śniła mi się ona. Chyba tylko dwa albo trzy razy w życiu miałem tak realistyczny sen. Czułem się jakby wszystko działo się w rzeczywistości. Niezbyt dobrze pamiętam szczegóły snu, ale wiem że długo rozmawialiśmy na jakieś dość górnolotne tematy. Zadała mi podczas tej rozmowy m.in. cztery pytania. Na żadne nie potrafiłem jednoznacznie odpowiedzieć. Niestety nie pamiętam ich treści. Gdy spotkanie dobiegało końca wręczyła mi album ze swoimi i moim zdjęciami. Na niektórych była też moja matka. Zacząłem go przeglądać, a ona spytała się mnie dlaczego nie okazuję uczuć mojej matce. Odpowiedziałem, że nie wiem. Koniec snu. Myślę o Tobie Pepe prawie ciągle i nawet wmawianie sobie, że pierdolę i nic mnie to nie obchodzi, nie potrafię sobie pomóc. Zaraz będzie rok jak jest po jabłkach, a ja ciągle jestem w tym samym miejscu. Zdaję sobie sprawę, że sam się wykańczam, ale nie umiem z tym nic zrobić. Tak jakoś wszystko mi jedno co będzie się działo. Tak się dzieje od czasu, gdy drugi raz dostałem w dupę od Ciebie. Choćby dzisiaj, gdy wracałem do domu też myślałem tylko o Tobie. Wyjeżdżałem gdy pogoda była rewelacyjna. Myślami byłem koło niej i 140, 150, 160,dalej koło Pepe i 170, 180, 190 – trumna na dachu, auto chodzi po całej drodze, ale tylko Pepe we łbie. Tylko chwilami odrywałem się od niej, gdy debile w maluchach albo innych urządzeniach samochodopodobnych wyjeżdżali mi przed maskę. Ludzie nie umieją prowadzić. Gwałtowne hamowanie, jakiś dziwny manewr mijania i udawało się uniknąć kolizji po raz milion w życiu i znowu 160, 170, ... i głowa pełna Pepe. Przyszła po drodze ulewa, dalej gnałem. W niedzielę byłem w jakimś disco. Kurwa siedziałem w tej pierdolonej dyskotece i zastanawiałem się jak dobrze by mi było gdybyś była obok mnie. Ciekawe czy pomyślałaś o mnie w trakcie świąt. Ja w niedzielę rano życzyłem Ci w myślach wszystkiego tego, czego chciałabyś, żeby życzyli Tobie wszyscy najważniejsi w Twoim życiu. Nie wiem jak o Tobie zapomnieć.

bmp : :
kwi 16 2003 tak sobie będę żeglował
Komentarze: 9

Płynęliśmy w cztery osoby. Ja nie miałem chyba wtedy nawet 18 lat. Na pokładzie prócz mnie jeszcze młodszy brat – wtedy na tym samym etapie szkolenia żeglarskiego, i jeszcze dwóch facetów starszych ode mnie o dobre 30-35 lat,  może nawet więcej. Jeden bez wielkiego doświadczenia, ale za to drugi z wieloma godzinami na morzu za sobą. Leniwie płynęliśmy, były może dwa albo trzy stopnie w skali Beaufort’a. Ten z największym doświadczeniem był kapitanem i akurat był także przy sterze. Brat pod pokładem, drugi facet w kokpicie a ja stałem na pokładzie. Nagle słyszę jak z odległej o jakieś trzysta metrów jednostki ktoś wzywa pomocy. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak szybko zareagowałem. Tak jakoś automatycznie przejąłem dowodzenie, nikt się nie sprzeciwił i nikt póĄniej nie miał do mnie pretensji. Kapitan stał się zwykłym załogantem a ja przejąłem funkcje dowodzącego. To było jakieś takie bardzo dla mnie naturalne. Wyrzucałem z siebie komendy jak automat, zanim ktokolwiek z pozostałych członków załogi zareagował, i cały czas patrzyłem na tamtą żaglówkę. Coś tam się działo, widziałem tylko krzyczącą kobietę. Komendy były takie: uruchomić silnik, ster prawo, bosak na pokład, pych na pokład. Nie było czasu na zrzucanie żagli, więc szedłem do tamtej jednostki i na żaglach i na silniku. Żagle oczywiście w łopocie, więc kazałem załodze pilnować głów. Doszliśmy do tamtej żaglówki, w kokpicie leżał facet – chyba miał zawał, tak mi się dzisiaj wydaje, ta kobita nie była w stanie podać mi żadnych informacji. Już miałem telefon w ręce (to był chyba centertel o ile dobrze pamiętam) i chciałem dzwonić po WOPR, ale na szczęście podpłynął ktoś jeszcze i okazało się, że na tym drugim pokładzie jest lekarz. Zabrali faceta do siebie i na dużym ogniu poszli do portu. Chyba go odratowali, bo nie słyszałem potem żeby ktoś zmarł. Inna sytuacja – dostałem namiar od nawigatora i komendę od kapitana - tak trzymać, więc trzymałem kurs. Nie wiało, więc szliśmy na silniku. Manetka od regulacji obrotów silnika była w pozycji cała naprzód, czyli pełny ogień. Trochę się dziwiłem, że kazano mi ten znak wodny mijać prawą burtą, ale na pokładzie nie ma miejsca na demokrację, więc nie dyskutowałem. Zapierdalam zatem jak dziki osioł, patrzę przed siebie i coś mi nie pasuje – jakoś dziwnie mi się załamywała fala jakieś 40 metrów przede mną, ale szedłem dalej. Jak zostało 10 metrów zorientowałem się, że czas na wajchę, bo przede mną były skały tuż pod powierzchnią wody. Zakręciłem kołem tak, że w kabinie leżeli wszyscy. Nawigator przepraszał póĄniej, że mu się pojebało. Jednak i mnie się zdarzają wpadki. Wchodziłem kiedyś do portu. Płynąłem cały dzień sam. Nawalony byłem równo. Wypiłem koło 10 piw (człowiek to czasami ma nasrane we łbie). Zimno było, więc się grubo ubrałem – gruby wełniany sweter, jeans’y, jakieś buty zakrywające całą stopę, sztormiak i czapka. Wszedłem do portu, wszystko szło jak po masełku. Trochę się chwiałem, ale dobiłem do kei na gazetę i chciałem złapać bosakiem boję, aby założyć cumę rufową i wtedy masełko się skończyło. Pokład mi odjechał w jedną stronę, boja z zaczepionym bosakiem w drugą. Ja nawalony, więc za póĄno zareagowałem. Wpierdoliłem się do wody i zaczepiłem po drodze ręką o drabinkę, tak że się rozłożyła pod wodę – to był przypadek, ale wiele pomógł. Poczułem jak całe to ubranie nasiąka w jednej chwili i ciągnie mnie pod wodę. WytrzeĄwiałem natychmiast. Jakimś takim desperackim ruchem udało mi się sięgnąć ostatniego szczebla tej drabinki (znajdował się jakiś metr pod wodą) i już nie puściłem. Wyszedłem na pokład , zrobiłem przebieranko i poszedłem na trzepnąć browara aby odreagować. Pamiętam też jak kiedyś strzelił mi sztag – pękła stalowa linka i nagle maszt nie miał mocowania na dziobie – kładłem maszt w ekspresie. Dobrze się skończyło – maszt cały i głowa też. Wyszedłem kiedyś samemu na śniardwy od strony miasta Pisz, popołudniu miałem być w Rucianym, żeby zostawić łódkę, wziąć samochód i wrócić do domu. Pierwszy raz w życiu w fordewindzie musiałem trzymać rumpel obiema rękami zapierając się nogami o burtę po przeciwnej stronie niż siedziałem. Achtersztag, wanty – wszystkie stalówki były tak ponapinane, że jęczały. śniardwy są płytkie, więc duża fala robi się szybko. Jak już się zrobiła duża to zaczęła mi się nalewać woda do kokpitu od rufy. Myślałem, że mi maszt wyrwie z pokładu. Na refowanie żagli już się nie zdecydowałem, bo byłem sam i bałem się, że jak się tym zajmę to wypierdolę łódkę. Więc płynąłem tak i zrobiłem śniardwy w niecałe półtorej godziny. Wyszedłem na Bełdany, wszyscy na refowanych żaglach, a mnie się zachciało regacić, więc tak uczyniłem. Wydymałem po kolei wszystkich, piórka mi rosły jak widziałem różne fajne załogantki z innych jachtów, które przyglądały się (teraz sobie posłodzę) z podziwem moim wyczynom. Choć więcej było wtedy w tym brawury niż rozsądku. Sam przed sobą się przyznaję, że wtedy bardzo i niepotrzebnie ryzykowałem (kretyństwa czasem się mnie trzymają), ale cóż? - taka moja uroda. Skóra mi wtedy na dłoniach popękała. Pamiętam jak na jednej rzece na innym kontynencie miałem trzy gówniary na regatowej 470. Przyszedł nagły sztorm, gówniara nie chciała oddać steru, ale w końcu oddała, zaraz po tym jak już mieliśmy kokpit wypełniony wodą do połowy. Potem poszło się jebać urządzenie sterowe, więc manewrowałem żaglami. Jak na złość poszła się jebać talia. Znowu pociąłem sobie dłonie linami. Talia po prostu brzdęknęła i jej metalowe części rozleciały się naokoło – całe szczęście, że nikt nie obskoczył w oko. Kurwa dobrze, że podpłynęła motorówka, żeby nas wziąć na hol – kończyły mi się pomysły. Jeszcze było trochę różnych przygód, ale starczy tych opisów. Za dużo szczegółów, naprowadzania, możliwości identyfikacji i niewiadomo co z tego jeszcze będzie, ale raz się żyje.  

bmp : :
kwi 16 2003 Bez tytułu
Komentarze: 2

Pamiętam pewną rozmowę z Pepe. Miałem jeden ze słabszych dni. Taki bardzo słaby i nie był to okres. Po prostu kilka rzeczy nie układało się tak jak powinno. Nie wychodziło tak jakbym chciał, nawet w drobnej części nie wychodziło. Można powiedzieć, że jebało się wszystko co tylko mogło się zjebać. Zazwyczaj większość spraw trzymam w sobie i nie dzielę się nimi z otoczeniem, nawet tym najbliższym. Staram się takie sprawy rozwiązać samemu lub przetrzymać. Tym razem coś jednak pękło. Możliwe, że spowodowane to było zaufaniem jakim ją darzyłem, zresztą nie miałem przed nią żadnych tajemnic (odpowiadałem na każde pytanie i nie zwodziłem, nawet jeśli pytania były dla mnie kłopotliwe i wstydziłem się moich przeszłych czynów). Rozmawialiśmy o czymś tam. Nastąpiła chwila przerwy w wymianie zdań i niespodziewanie (szczególnie dla mnie) zacząłem mówić i chodzić w koło po pokoju. Długo mnie słuchała i nie przerywała. z tym chodzeniem to jest taka sprawa, że zawsze tak robię w chwilach nerwów, rozmyślań lub gdy muszę podjąć ważną decyzję (podobnie jest z istotnymi telefonami à też rozmawiam chodząc z jednego kąta w drugi). Tak więc zacząłem chodzić po pokoju i wyrzucać z siebie dręczące mnie sprawy. Głównie chodziło o moje obawy dotyczące przyszłości, że nie rozwinę się bardziej, że nie wiem co i jak będzie, że nie chcę zawieść moich i otoczenia ambicji, że nie dorównam moim autorytetom, że tak naprawdę czuję się głupcem, że nie chcę być za pewien czas zgorzkniałym facetem mającym pretensje do całego świata. Podobało mi się, że mnie do końca wysłuchała, że nie przerywała, że mogłem po raz pierwszy w życiu podzielić się dla mnie ważnymi sprawami (nigdy wcześniej nie zaufałem komuś na tyle i nie zdarzyło się póĄniej). Usłyszałem od niej, żebym się nie martwił, że ona jest ze mną, że mnie kocha i że wierzy we mnie bardzo. To mi wtedy bardzo pomogło, podniosłem się natychmiast. Pamiętałem o tym co mi powiedziała i już nigdy więcej nie poruszałem tego tematu, wystarczyło mi wiedzieć, że jest za mną i nie było wtedy dla mnie nic niemożliwego – chujowo to brzmi (jak z jakiegoś pedalskiego romansidła), ale tak właśnie było. I co się kurwa stało? Ano chuj się stał. Skończyła się pierdolona wiara. Właśnie leci jakaś piosenka. Ale mam jebane szczęście do pierdolonych piosenek powodujących wkurwienie mojego organizmu. Nie wiem kto to śpiewa i czy jest to stary numer czy jakaś nowa nuta. Rzadko się wsłuchuję w teksty piosenek i akurat musiało się to zdarzyć teraz. Nieważne kto śpiewa, ważne, że wkurwia. (...”pomóż mi odnaleĄć nasze najpiękniejsze dni, zaczaruj moje serce, zostaw mnie bez tchu raz jeszcze, ....  boję się gdy w snach odchodzisz stąd...” – jakoś tak to leci). Kurwa mać.

bmp : :
kwi 15 2003 Bez tytułu
Komentarze: 4

Szczęście to mit,

stworzyliśmy go sami.

Czarna bandera nad nami.

bmp : :
kwi 15 2003 Bez tytułu
Komentarze: 4

W Amsterdamie statek stał, wiatr północny ostro wiał

Jego bryg do rejsu już szykował się

Gdy się nagle zjawił on, walnął w pokładowy dzwon

Ej załogo zapamiętaj słowa me

Moje serce, każdy wie, ma połowy tylko dwie

Morze jedną, whiskey włada drugą z nich

Dla kobiety miejsca brak, niech je wszystkie trafi szlag

Stawiać żagle, wypływamy skoro świt.

bmp : :
kwi 14 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

Nie wiem czy nie za łatwo odpuściłem. Znaczy się nie odpuściłem, ale bardzo się staram, aby tak się stało. Nie wiem czy to dobre. Nie wiem czy to dobrze rokuje na przyszłość, ponieważ spierdalanie i niepodejmowanie walki chujowe jest bardzo. Szmule wokół  mnie są, ale nie mogę się przemóc. Nawet nie chodzi o przemożenie się, lecz o to że jednak ciągle lokatorem mojej pompki jest koleżanka Pepe i nie mogę się zdecydować na jakieś poważniejsze kroki w stosunku do innych przedstawicielek. Tak się kurwa zastanawiam i czarno to wszystko widzę. Czasy są jakie są, trzeba być twardym, a mnie prawie złamała Pepe. Niedobrze mi to wygląda. Nie podejrzewałem się o taką miękkość. Żeby się tylko nie przełożyła na inne aspekty. Ciągle nie wybiłem sobie jej z głowy, nawet nie wiem czy to kiedykolwiek nastąpi. Jednak odsunąłem ją w głębokie zakamarki mojej gładkiej kory mózgowej i coś tam to daje. Niewiele, ale daje. Nie rozpamiętuję, nie zapijam – tyle daje – ale kurwa na pewno się upomni, jeszcze przyjdą gorsze dni. Myślę, że zawsze będziesz mogła wrócić, chyba że będę dzieciaty. Wtedy nie ma chuja, wolę sam cierpieć niż gówniarzom spierdolić dzieciństwo. Wiem jak to jest, więc nie ma takiej opcji. Postaraj się zatem wrócić zanim stanę się protoplastą – to może nawet się zdarzyć przez przypadek, więc nie kuś losu i się pośpiesz.   

bmp : :
kwi 13 2003 Bez tytułu
Komentarze: 5

Mózg mam koncertowo wyprany z myśli, wiedzy i emocji. W tle leci Taniec Węgierski Bizet’a. Jak miło. Rzeczywiście sam alkohol i stan nietrzeĄwości nie pomaga zapomnieć. Natomiast kac jest czymś rewelacyjnym. Bezmyślność spowodowana kacem bardzo pomaga. Jedna jest tylko sprawa. Kac musi być konkretny. Nie mam ciągów. To jest dobre jak sądzę. Chciałem z rana klinikiem się podreperować, ale nie uczyniłem tego. Dzisiaj ani kropeleczki, pewnie następny drink będzie w środę. Myślę, że na pewno w środę – temu facetowi nie odmówię towarzyszenia. Kobitka, która rano zrobiła mi kawkę, przyjechała na to spotkanie towarzyskie z jednym znajomym, tzn. mają się ku sobie. Oczywiście naturalną koleją rzeczy było ich nocne pukanie, ale to nie moja sprawa. Moja jest taka, że spijała z moich ust każde słowo jakie wypowiadałem. Ja generalnie nie ruszałem się dzisiaj z kanapy, zresztą wczoraj też nie, a ona tak się starała siadać, żeby być albo blisko albo wręcz obok. Mogłem wygłaszać dowolny monolog, na jakikolwiek gówniany temat, a i tak miałbym wiernego słuchacza. Wery najs. W piątek zostały mi przekazane pozdrowienia. Kobitka, która kiedyś mi się podobała przesłała przez mojego kolegę pozdrowienia. Nie widziałem jej od nocy sylwestrowej 1999/2000. Trochę czasu minęło. Do niczego wtedy nie doszło, prócz okrycia jej moją marynarką – zimna to była noc, a życzenia towarzystwo sobie składało na zewnątrz. Pamiętam, że dobrze mi się z nią tańczyło. Taka zdrowa dupa to była, o ile dobrze pamiętam. Rozsądna przy tym i niegłupia. Kurna Olek ile, bab w otoczeniu. Żeby mnie tak Pepe chciała słuchać w taki sposób, żeby mnie tak Pepe pozdrawiała. Koniec pierdolenia o Pepe. Znowu się zacznie użalanie, a tego nie potrzebujemy. Wracając, rzeczywiście rozsądna i chyba będzie trzeba się wykazać zainteresowaniem. W końcu taki kurwa jestem ładny, miły, dobrze wychowany, że wszystkie moje – tylko muszę wykazać to zainteresowanie i otworzyć japę. Ale sobie kurwa teraz posłodziłem. Pycha.    

bmp : :
kwi 13 2003 Bez tytułu
Komentarze: 4

Troszeczkę się zeszmaciłem wczoraj. Pojechałem do znajomego. Tam oczywiście alkohol, jacyś nowi dla mnie ludzie i impreza. Zasnąłem w opakowaniu. Znaczy było dobrze grane. Przebudziłem się kilka minut przed południem. Zacząłem dzień od paczki szlugów i dwóch kaw. I to kurwa było miłe. Kawki zrobiła mi jakaś panna. Dawno żadna kobitka mi nic nie zrobiła tak zupełnie bezinteresownie. Nie musiałem dupy ruszyć z kanapy. To było naprawdę miłe. Panna zajęta i nie w moim typie, ale podobało mi się jej podejście. Łeb mnie napierdala w dalszym ciągu i jakoś nie mam apetytu – kurwa dziwne.

bmp : :